Taksowkarz
Taksówkarz zamknął gazetę. W stronę jego taksówki zbliżała sie ładna, zadbana, elegancko ubrana brunetka. Miała na sobie lekki, skórzany płaszczyk. Jej twarz, z delikatnym makijażem miała jednak w sobie cos niepokojącego. Jednak trudno było zdefiniować, co konkretnie. Może po prostu na tym polegała jej uroda. Jakaś nutka tajemniczości - pomyślał taksówkarz. Ciągnęła za sobą wielka brązowa walizkę. Natychmiast wyskoczył, żeby jej pomoc.
- Thank you. - podziękowała z wyraźnym francuskim akcentem
- No problem - odpowiedział, przyzwyczajony do wożenia klientów spoza Polski.
Włożył jej walizkę do bagażnika. Otworzył jej drzwi. Kiedy byli juz w środku, zapytał o adres. Podała mu go mając jednak pewne trudności z wymówieniem polskich slow. Był zdziwiony okolica, do której chciała jechać, ale postanowił o to nie pytać.
Myślał za to dość intensywnie nad tym co tak elegancka kobieta z zagranicy mogłaby tam robić. Droga minęła w milczeniu. Kiedy znaleźli się na miejscu, kobieta zapłaciła rachunek i zniknęła wraz ze swoja walizka w drzwiach budynku. Chciał już odjeżdżać, ale do taksówki podszedł wysoki mężczyzna, szczelnie okryty kurtka z kapturem. Otworzył drzwi i poprosił o podwiezienie w pewne miejsce daleko poza miastem. Kiedy ruszyli, mężczyzny zdjął kaptur Jan przyjrzał się sie jego twarzy, do tej pory zasłoniętej. Była podłużna, z orlim nosem i ciemnymi oczami zmienionymi cierpieniem. Było widać ze ten człowiek dużo przeżył. Jakiś czas jechali w milczeniu, wreszcie pasażer stwierdził znudzonym głosem:
- Straszne korki dzisiaj.
- Jak zawsze w piątki po południu. - odparł taksówkarz - ludzie wracają z pracy do domów poza miastem, albo na przedmieściach.
- No ale takich korków to dawno nie widziałem.
- A ja widuje co drugi dzień - zaśmiał się sie Jan -taka robota.
- Czasami zazdroszczę wam tej roboty. Cały dzień jeździć samochodem... Dużo przyjemniej niż siedzenie w papierach...
- A w jakim zawodzie pan pracuje?
- Jestem inżynierem.
- Bardzo ciekawy zawód - powiedział taksówkarz nieszczerze.
- Tak pan uważa? Może gdyby się pan ze mną zamienił na kilka dni, to zmieniłby pan zdanie.
Rozmawiali aż do Łomianek. Kiedy zapadło piec minut ciszy taksówkarz szukając jakiegoś nowego tematu zapytał:
- A tam gdzie teraz jedziemy... to dom jakichś pana znajomych?
- A, to dłuższa historia. Czy chciałby pan posłuchać?
- Proszę mówić - zgodził sie taksówkarz
- To dom mojego największego wroga. Nazywa sie Marcin Bobrowski.
- Co takiego zrobił, ze nazywa go pan swoim wrogiem?
- Poszło o kobietę.
- Jak zwykle.
- Ta kobieta nazywała sie Natalia. Poznaliśmy sie na studiach. Miała przepiękne złote włosy. Jej oczy były głębokie jak bezchmurne nocne niebo. Jej glos... był tak delikatny... Znalem ja z widzenia, ale nigdy nie odważyłem sie z nią porozmawiać, traktując ja, jako odległa, niedostępną świętość. Któregoś dnia spotkaliśmy sie przypadkiem w parku kolo uniwersytetu. Ona uczyła się. A ja wracałem właśnie do domu. Widząc ja powiedziałem tylko cześć. Odpowiedziała. Usiadłem kolo niej. Rozmawialiśmy... nie pamiętam, o czym. O wszystkim. Później zaprosiłem ja do kina. Dałem jej bukiet czerwonych róż. Tak pięknie z nimi wyglądała. Film... Nie zwracałem uwagi na film. Ale ona sie śmiała. Chyba jej sie podobał. To uczucie miedzy nami pojawiło się tak nagle... Pokochałem ja do szaleństwa. Natalia miała silny temperament. Była bardzo zmienna. Ale kochałem ja ponad życie. Bo nasze charaktery były dla siebie stworzone.