Tajemnice Róży-rozdział piąty

Autor: Robert-Altamiro
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

ach słyszy jak ktoś się tłucze tak jakby coś rozrzucał lub coś próbował zabrać.

"Złodziej?"

Do rezydencji zbliża sie mężczyzna...Będąc na górze Ben idzie do pokoju znajdującego się na końcu korytarza...stanąwszy w drzwiach zauważa zakapturzoną postać:

-Kim jesteś?
-Śmiercią...

Wyciągnąwszy broń strzela...Ben chroni się za drzwiami...pocisk trafia w framuge:

-To już koniec,twój czas nadszedł.

Idąc korytarzem:

-Nie uciekniesz przede mną.

Zaglądając kolejno do pokoi:

-Znajdę cię.

Przy drzwiach Jonathan spotyka Harrego-znajomego którego nie żywi sympatią.Zatrzymuje się pytając z dobrze skrywaną niechęcią:
-Co porabiasz?

"Tak jakby cie to obchodziło"

a na głos:

-Nic takiego...

"Nudziarz"

-...wiesz jak to jest,jakoś leci.
-Wiem...

"Znudów paść można"

-Jeszcze wina?
-Nie dziękuje.

"Miałbym Cię z głowy gdybyś się upił"

-Lepiej mów co u Ciebie.
-Nic szczególnego.
-Słyszałem o małym skandaliku.
-Jakim?
-Z dziewczyną.
-Masz na myśli tą wieśniaczkę?
-Tak,jak jej na imię?
-Zdaje się Tiffany.Nie zadaje się z chołotą.
-Czyżby?
-Przecież mówię.
-Podobno zdrowo ci nagadała.
-Bawi cię to?-widząc uśmiech Harrego?
-Troche.
-Więc będzie lepiej jak sobie pójdziesz.
-Wyrzucasz mnie?
-Tak

Spojrzawszy na Jonathana,nic nie mówiąc Harry odchodzi:

-Już nas opuszczasz?
-Tak-ze złością w głosie.
-Coś się stało?
-Spytaj swego syna.

-"Co on znów zrobił?"

Do stojącego obok Lorda i Hrabiego

Panowie wybaczą
-Oczywiście.

Ben słyszy kroki...widzi wysuwającą się lufę pistoletu...zamyka drzwi przytrzaskując dłoń napastnika który straciwszy broń ucieka...Ben rzuca się za nim w pogoń...

W ogrodzie słychać radosne figle:

-Złapie cię
-Akurat
-Aaaa...
-I tak cię dorwę
-Próbuj...Aaaa...
-Mam cię...jesteś moja
-Eeee.
-Właśnie że tak
-Niczyja.

Na tarasie rezydencji pojawiają dwie osoby:

-Cicho bądź
-Co?-szeptem
-Państwo się pojawili.

Nie opodal na tarasie:

-Zgłupiałaś?
-Milcz!
-Jak ty mnie traktujesz?
-Ja?
-Wyprowadzasz mnie na oczach jak małego chłopca.
-To zachowuj się jak dorosły.
-Zachowuje.
-Właśnie widzę.
-O co ci chodzi?

Pośród krzewów:

-Kłócą się
-Cicho.

W rezydencji:

-Co ty sobie  myslałeś wyrzucając Harrego?
-To gbur i nudziasz.
-Ale bogaty i nam potrzebny.
-Do czego?
-Nie twoja sprawa.Masz go przeprosić.
-Ani myślę.
-Zrobisz to.
-A jeśli nie?
-Możesz zapomnieć o mym wsparciu i pieniądzach.

W krzakach:

-Robi się ciekawie.
-Ciii...

Na balkonie:

-Więc to tak?
-dokładnie tak.

W ciemnościach:

-Przemknijmy się jakoś

Usłyszawszy:

-I nie interesuje cię czemu to zrobiłem?
-Poczekaj
-Czemu?
-Poszło o tą wieśniaczkę.
-O tą...jak jej tam...Tiffany?
-Właśnie o nią.
-Odbiło ci...
-To ty tak myślisz...
-Bo tak jest i to z powodu jakiejś prostaczki ze sklepu.
-To nie ciebie tak potraktowano.
-Mówiłam Ci ze się tym zajmę
-Kiedy?
-W odpowiednim czasie.
-Czyli nie prędko.
-Musisz się wiele nauczyć.Przeciwnika pokonuje się  sprytem i mądrością a nie porywczością i głupim zachowaniem.J
-Wybacz że nie jestem taki jak ty.
-Już niedługo Ona i jej matka pożałują że się narodziły.Stracą wszystko...

W krzewach:

-Mój Boze...Tiffany i Sa

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Robert-Altamiro
Użytkownik - Robert-Altamiro

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2016-07-31 00:58:50