Tajemnica Melanie cz.8
- Zabije Cie…! – w uszach zabrzmiały mi słowa, słyszanego wcześniej głosu mężczyzny. Tak jak wtedy był zachrypnięty.
Zaczęłam się gorączkowo rozglądać, ale nic, pusto, nikogo wokół mnie nie było. Nagle pojawił się wielki czarny wąż, dookoła niego biegały przeróżnej wielkości szczury, robaki i inne obrzydliwe stworzenia.
Gad pełzł w moim kierunku, gdy był wystarczająco blisko zaczął podnosić się do góry tak, że jego oczy były wprost moich. I wtedy rzucił się ku mej twarzy, moje ręce powędrowały ku górze i zaczęłam przeraźliwie krzyczeć.
- Ej, nic Ci nie jest?- ktoś położył mi rękę na ramieniu.
Otworzyłam oczy, nade mną świeciło mocno słońce, wzdłuż ulicy stały kamienne domki, nie było śladu po zwierzętach, śmieciach i innych rzeczach. Nie wiem czemu ale leżałam na ziemi, a koło mnie kucał jakiś chłopak.
- Nie chyba nie – spojrzałam na niego i powoli wstałam, otrzepując się z ziemi.
- Na pewno? – powiedział nieufnie.
- Na pewno – i uśmiechnęłam się do niego – I dziękuję za troskę – powiedziałam odchodząc. Rozglądałam się do drodze, myśląc o tym co się stało. Aż nagle zobaczyłam starą księgarnię, do której zabrał mnie kiedyś dziadek. Otworzyłam drzwi i zabrzmiał ten sam zardzewiały dzwonek. Nikogo nie zauważyłam. Zaczęłam chodzić między regałami zakurzonych książek. Szukałam czegoś ciekawego, lecz dokładnie nie wiedziałam co to ma być. Zagłębiałam się coraz dalej i powoli robiło się coraz ciemniej. W pewnym momencie przede mną wypadła gruba, ciemnozielona, stara książka. Podniosłam ją i wytarłam z kurzu. Na okładce widniał złoty liść z czarną oprawką. Otworzyłam ją, pierwsza strona była pusta, następna tak samo, ale na trzeciej było napisane koślawym pismem „KKE, własność L.W.”. Ciekawe co to mogło znaczyć. Zamknęłam książkę i wróciłam z nią do kasy. Ponownie nikogo nie zastałam, zadzwoniłam dzwonkiem. W ciszy rozległy się ciche, wolne kroki. Po dłuższej chwili pojawiła się starsza Pani.
- Witaj Melanie, wiedziałam, że kiedyś znowu do mnie przyjdziesz. – uśmiechnęła się ciepło.