Ta jedna kłótnia...
- Zamknij się debilu! - zza drzwi wrzasnął ordynator.
- Sam jesteś debil! Oddaj mi piłkę!
- Zamknij się! - walnął ręką w drzwi.
Emil nie zastanawiając się, zaczął rzucać wyzwiska, jakie tylko znał w stronę drzwi. Nawet się nie zorientował, kiedy lekarz otworzył drzwi, dysząc jak rozjuszony byk przed atakiem.
- Zamknij się gnoju, bo sam cię zamknę!
- Oddaj mi piłkę złodzieju!
To był ułamek sekundy. Ordynator ruszył z pięściami do Emila. Mimo że pacjent był niezwykle szczupły i wyglądał na chuderlawego, to gdy tylko zorientował się, że za chwilę czeka go łomot, zamachnął się butem, którym walił w drzwi. Uderzenie w oczodół było tak niefortunne dla lekarza, że mimo palącej wściekłości poczuł ogromny ból. Kiedy chwycił się zamroczony za twarz, poczuł jak coś galaretowatego, właśnie spływa mu wzdłuż policzka z oczodołu. Próbował otworzyć oko, ale nie był w stanie. Nie widział niczego. Prawym okiem widział część sali, ale nie mógł zorientować się gdzie stoi Emil. Po chwili poczuł kościstą dłoń na potylicy i świat zamarł. Emil chwycił głowę ordynatora i uderzył nią z całej siły o ścianę, pozbawiając lekarza do reszty przytomności. Gdy ten osunął się na ziemię, pacjent znów zaczął krzyczeć w jego stronę, by ten oddał mu piłkę. Kiedy lekarz nie odpowiadał, pacjent zaczął kopać jego głowę tak, jak kopał swoją piłkę na świetlicy.
Pielęgniarka, która schowała się przed ordynatorem w łazience, w końcu się uspokoiła. Nie była pewna, ile czasu spędziła w toalecie. Jednak gdy zorientowała się, że nie słyszy już krzyków lekarza, ani odgłosów demolowania dyżurki odważyła się wyjść. Z początku wyjrzała na korytarz od strony schodów. Było pusto. Zerknęła przez uchylone drzwi dyżurki. Panował tam totalny chaos, ale także nie było nikogo. Co jakiś czas dochodził ją rytmiczny głuchy stukot. Nie było to walenie, ale jakby odbijanie czegoś od stołu lub podłogi. Rozejrzała się, ale nie miała na tyle odwagi, by pójść w głąb korytarza. Zadzwoniła na świetlicę i po dłuższej chwili zjawił się Gerard.
- Otwierałaś sale? - zapytał.
- Co? Nie dlaczego?
- No jest otwarta tego spod czwórki.
- Bierz klucze i chodź ze mną. Znajdź strzykawkę. Nie wiesz, gdzie Maria dawała relanium? - pielęgniarka próbowała zachować rozsądek w tym całym bałaganie.
- Dobra, mam. Nabierzesz po drodze.
Oboje zbliżyli się do sali. To właśnie stąd wydobywał się stłumiony stukot. Pierwszy uchylił drzwi Gerard i stanął jak wryty. Pielęgniarka za nim szybko naciągnęła leku do strzykawki i zajrzała do sali. W momencie wypuściła buteleczkę relanium z dłoni i zaczęła wrzeszczeć. Emil siedział na podłodze z ciałem ordynatora w kałuży krwi.
- On nie chciał mi oddać piłki. Teraz mam. O widzisz i jeszcze się odbija - uniusł głowę ordynatora chwytając ją w taki sposób, w jaki chwyta się kulę do kręgli, z tą różnicą, że tutaj za otwory na palce robiły oczodoły, w których nie było już dawno oczu.
Za każdym razem kiedy unosił głowę ordynatora i trzaskał nią o podłożę w swojej sali, krew rozbryzgiwała się na Emila, jego łóżko i ściany wkoło. Kawałki mózgu leżały już rozgniecione na podłodze, a każde uderzenie sprawiało, że z rozłu