sz.
Powiedzieli mi, że przegrałam. Naprawdę to zrobili.
Nawet, gdybym umiała opanować drżenie rąk i ściszyć głos chociaż o połowę, nie uwierzyliby, że krew na prześcieradle była błękitna. Jedyne, co widzieli, to rząd czarnych liter układających się w słowo „czerwień”, którą przecież poprzedzały niebieskie oczy mordercy za oknem i mgła w kolorze mdłego oceanu. Zobaczyłam to w chwili, kiedy znaki dostały się do mojej głowy. Oni pozostali niewzruszeni i przecząco kiwali głowami, gdy podwijałam rękaw, pokazując świeże jeszcze i tchnące błękitem rany na ramieniu. Rozpłakałam się szaleńczo, nie potrafiąc zrozumieć, dlaczego nie widzieli prawdy patrząc na nią. Czy naprawdę ciemne plamy na pościeli były tylko tym, czym widziano je poza drugą rzeczywistością?
Otarłam łzy i poczułam, że żal jest mi tych małych ludzi, którzy wciąż słyszą w uszach natarczywe szepty swoich mistrzów, jak gdyby związani byli niegasnącą przysięgą z księgami, które uczyniły ich mędrcami. Dlatego właśnie nie byli w stanie uwierzyć, że na skórze ofiary kwitły obficie błękitne skrzepy.
Nie mogłam ich jednak oskarżyć o te wszystkie rzeczy, wobec których byli bezsilni. Ich oczy zwyczajnie nie widziały błękitu, podczas gdy nie tylko włosy, skóra i paznokcie mężczyzny za szybą były niebieskie. Następnego ranka zauważyłam, że nawet mydlana piana na moich rękach i skórka od chleba, i kartka papieru przybrały barwę granatu silnie rozrzedzonego białym pigmentem. Wkrótce rana na ramieniu zagoiła się zupełnie, pościel znikła w stosie lazurowych brudów, a ja zapomniałam o źródle błękitu. Ważne było to, że codziennie dosięgał czegoś innego, aż wreszcie moje policzki przestały różowić się zdrowym rumieńcem i włosy straciły miedziany poblask. Niedługo po tym sama zaczęłam tworzyć niebieskie litery układające się w słowa, w których zatarł się już ślad pierwotnej barwy.
Niebieska rzeczywistość nie była z natury hermetyczna. Od czasu do czasu przez jej półprzezroczystą błonę wkradali się ludzie, snując domysły i kątem oka podziwiając ledwie widoczny dla nich błękit. Drzwi mojego mieszkania, za dnia otwarte, nocą pozwoliły, by w szparę nad podłogą wsunięto poszarpany świstek papieru.
I przestała obchodzić mnie wygrana, kiedy rankiem przeczytałam widniejące pośrodku słowo na „sz”.