Świnie
Bracia chwycili świnie za uszy i zaczęli ciągnąć do chlewa. Mimo, że było to tylko kilka metrów, natrudzili się. Prawie sto kilo żywej wagi nie jest łatwo prowadzić, jeżeli żywizna nie może się utrzymać na nogach i co chwila przewraca. Wreszcie przepchali je, dalej kwiczące, przez dziurę w ścianie chlewu. Staszek zagnał je do kojca. Janek w tym czasie ponownie przybił wyrwane deski w ścianie. Wrócili wszyscy do domu, jeszcze zaśmiewając się do łez.
– Dobra, idziemy spać. Jakby kto pytał na wsi, to nie wiemy. Świnie pewnie się pogryzły.
Przyczyna wyrwania się świń z chlewa i ich dziwnego zachowania była bardzo prozaiczna. Dzień wcześniej rodziciel z synami skończyli destylowanie bimbru, a niepotrzebne fuzle wyrzucili z kanki na ziemię za stodołą. Świnie wyczuły zapach, skorzystały z niezamkniętego kojca, wypchały słabo przybite deski i dorwały się do nieprzewidzianego dla nich żarła. Miały prawdziwą ucztę. A później... a później zachowywały się jak czasem człowiek. Można rzec, że w pewnym sensie na chwilę uczłowieczyły się.