Suita na piłę
obi...
Nikt już nie był w stanie utrzymać Barnaby Turnera w jednym miejscu. Zerwał się z potężnym skowytem i pognał prosto do szopy. Kakofonia dźwięków, które później nastąpiły, zlała się w mojej nienawykłej głowie w jedno wielkie, diabelskie wycie. Wyłapałem jeszcze głos policjanta ustalającego ze stojącym obok auta doktorem Lawrencem, na którego wcześniej nie zwróciłem uwagi, prawdopodobną datę zgonu. Nastąpiło to około tydzień temu, powiedział doktor, mizernym głosem. Osunąłem się w straszliwie czarną pustkę.
* * *
Jedynie Molly, moja pielęgniarka, jest w pełni świadkiem moich poczynań i od samego początku zna moje motywacje. Nie ocenia mnie. Tylko słucha. A raczej ogląda. Czasem, gdy nikt nie widzi, przynosi mi ołówek. A ja głaszczę jej dłoń i piszę, piszę, piszę...
Czasem, gdy nikt nie widzi, również rysuję. Dla mojej Molly. Po wystąpieniu Czcigodnej Martinowej Cooper jako świadka mojego nieszczęścia, kara została dostosowana do moich mentalnych predyspozycji, jak wyraził się sąd. W tym szpitalu nie są świadomi tego, że dawny żar został we mnie ugaszony. Że teraz wyłącznie dokonuję tu swego żywota, nie mając celu, by dalej działać, jak określił to pan prokurator. Siedzę tu już piąty rok, z tego, co mówi Molly i pan doktor, wynika, że mam dwadzieścia trzy lata. Cudny wiek. Jutro znowu prowadzą mnie do piwnicy, na elektrowstrząsy i bicze wodne. Z początku próbowałem z nimi walczyć, ale to przyniosło odwrotne skutki. Teraz już mi jest naprawdę wszystko jedno. Wczoraj Molly wśliznęła się do mnie wieczorem, kiedy po posiłku przypięli mnie do łóżka. Gładziła moją twarz i mówiła, że jestem piękny. Dzięki niej obojętność we mnie topi się z dnia na dzień. Ale już przestałem się modlić do Boga. Mam teraz innego.
_________________