Stary Cmentarz
ędzi tą noc na cmentarzu to rano będzie uznany za bohatera i stanie się legendą akademicką. Doszedł do wniosku, że brama, stare groby i kilka drzew nie są w stanie mu nic zrobić. Nie ma czegoś takiego jak żywe trupy, a nawet, jeżeli by istniały to te tutaj już dawno się rozłożyły i nie ma po nich nawet śladu, więc jest bezpieczny. Przekroczył próg nekropolii, na drzewie nieopodal zahuczała sowa, zdawało się, że go wita, bądź ostrzega. Przestraszył się i chciał uciekać, jednak zdał sobie sprawę, jakie to jest śmieszne. Bać się ptaka, który nie zrobi mu nic złego. Otrzeźwiał trochę po nagłym wstrząsie i ruszył dalej. Dziwił się, że nie zauważył ptaka wcześniej, ale w mroku, pośród gęstych gałęzi, byłoby ciężko dojrzeć cokolwiek. Pomyślał sobie, że skoro już tu jest to obejrzy wszystkie ciekawe pomniki. Może wśród nich znajdzie nagrobek kogoś sławnego. Przemierzał wolnym krokiem alejki obserwując napisy na płytach. Większość grobów ozdobiona byłą pomnikami, dziś już obrośniętych w mech i otoczonych liśćmi roślin okalających je wokoło. Wiele figurek przedstawiało kogoś ze świętej rodziny lub Boga, ale były i popiersia zmarłych, wykonane z wielką starannością. Obserwując nagrobki zdał sobie sprawę, że wiele tablic czas zamazał nie pozwalając odczytać imienia, czy nazwiska pochowanej osoby. Jedynie daty wydawały się być wieczne, wyglądały na wykonane wczoraj. Twarze na pomnikach i popiersiach zdawały się również być nienaruszone. Za każdym razem, gdy mijał jakąś figurkę czuł na sobie jej wzrok, jednak kiedy spoglądał w jej kierunku uświadamiał sobie, że to tylko kamień. Najstarszy pomnik jaki spotkał pochodził z osiemnastego wieku i przedstawiał kobietę spaloną na stosie jako czarownicę. Za jednym z zakrętów dostrzegł światełko w oddali. Niepewnie zaczął się zmierzać w jego kierunku. Kiedy zbliżał się do źródła wydawało się na chwilę znikać i pojawiać. Dopiero kiedy był o kilkadziesiąt metrów od niego dostrzegł postać modlącą się przy jednym z grobów, tym na którym stał zapalony znicz, jedyna oznaka ludzkiej obecności w tym przerażającym miejscu. Podszedł ostrożnie trochę bliżej. Osobnik usłyszała jego kroki i obróciła się. Był to stary mężczyzna. - Nie obawiaj się młodzieńcze. Nie jestem groźny. Przyszedłem jedynie odwiedzić tych, których nikt nie odwiedza. – Starzec zwrócił się do Mika – Podejdź bliżej, nie ma się czego bać. Mike wolno podchodził do starca, bardziej zaskoczony czyjąś obecnością, niż przestraszony. Zdawał sobie sprawę, że w momencie zagrożenia zdoła uciec, a starzec ledwo poruszający się nie zdoła go dogonić. Uznał również spotkanie za szczęśliwy traf, chociaż trochę czasu umili sobie rozmową z nim. Szybciej minie noc w towarzystwie, niż w samotności. Chłopak podszedł do skulonego staruszka. Ten usiadł na małej ławeczce zostawiając miejsce Mikowi i zpraszając go ręką, by je zajął. - Co tu robisz młodzieńcze? Nie sądziłem, że ktoś jeszcze odwiedza te groby. - Jestem tu raczej przypadkowo. Założyłem się z kolegami, że zostanę na noc na tym cmentarzu. Oni sądzą, że coś tu straszy. - Głupie gadanie. Jedynym straszydłem tu jestem ja, ale i tak już nie długo. Jestem stary i schorowany. Niedługo przyjdzie i na mnie kolej, ale póki jeszcze jestem w stanie, przychodzę odwiedzać tych wszystkich, o których inni dawno zapomnieli. - Kogo właściwie pan odwiedza? – Mike spojrzał na nazwisko na płycie. Jo Ann Smions. Dostrzegł jedynie nazwisko, daty urodzenia i śmierci były całkowicie nieczytelne. Płyta była zrobiona z piaskowca, zwieńczona na górze popiersiem kobiety, zapewne zmarłej- znał pan tę kobietę? Nagrobek wydaje się być bardzo stary. - To moja żona. Zmarła w bardzo młodym wieku. Kilka lat po ślubie, chorowała. Wiedziałem, że nie będziemy długo razem, od początku naszego związku. Mimo to zdecydowałem się z nią być, tak mocno ją kochałem. Nie mieliśmy dzieci. Po jej śmierci zostałem sam. Od tamtej pory przychodzę co noc na ten cmentarz i zapalam znicz, który za dnia gasi wiatr. Od dwudzies