Staruchy w nowym świecie cz 3. Dmuchawce, latawce, wiatr
- Czym jesteś? — powtórzyła.
- Zupełnie nie wiem, o co Pani chodzi — odparł trochę zdenerwowany, trochę przerażony.
Mamuna niechętnie puściła kołnierz fartucha pana doktora. Mężczyzna chwycił za ubranie i wygładził nerwowo fałdy.
- Nie zwiedziesz mnie. Twoje oczy zrobiły się czerwone.
- Jakby twoje prawdziwe takie nie były — odpowiedział już spokojnym, pewnym głosem, choć jego oczy wciąż żarzyły się czerwienią. — Jestem mężykiem.
- Ach, mąż.
- Jestem mężyk, żaden mąż!
- Taaa, powiedz to Słowianom — odparła, choć po chwili przypomniała sobie, że Słowian już nie ma. Byli Czesi, Słowacy, Słoweńcy, Polacy, Rosjanie... Słowian już nie było.
- Komu mam powiedzieć? — zapytał z udawanym zainteresowaniem.
- Nieważne — odparła po chwili z zakłopotaniem. Odchrząknęła. - Słuchaj, pracujemy w tej samej branży, chłopie. Słyszałam, że całkiem nieźle wywiązujesz się ze swojego przyrzeczenia. Chciałabym, byś mi powiedział, jak to robisz.
Mężyk przez dłuższą chwilę milczał, świdrując wzrokiem Mamunę. Poczuła się nieswojo. W ich profesji, profesji mamun, bardzo często spotykały się z innymi stworzeniami również podtrzymującymi swoje istnienie przez podmiany. Jednak bardzo rzadkie było spotkanie mężyka. Druga tylko raz natknęła się na tego demona i cóż... Tamten był zdecydowanie starszy, brzydszy i o wiele bardziej spasiony, niż siedzący przed nią pan doktor.
- Zamieniłaś się głową ze Żmijem? — spytał. — Dlaczego miałbym ci pomóc, co z tego będę miał? Nic nie jestem waszym winien, a o ile mnie pamięć nie myli, to często podbierałyście nam zdobycze. Nie mam wobec ciebie żadnego długu.
- A nie możesz po prostu z dobroci serca? — spytała, po czym przewróciła oczami, widząc minę swojego rozmówcy. — Tak, racja, co ja mówię, by nie jesteśmy tymi dobrymi. Ale posłuchaj, moglibyśmy wejść w spółkę, jak to ludzie nazywają. Wiesz, że potrafię wyczuć, która się spodziewa, a która nie, prawda? I w tej chwili mogę przysiąc, że twoje brzuchate panny czekające na korytarzu nie doniosą do porodu. Żadna z nich.
Mężyk spojrzał na nią wyraźnie znudzony.
- I w czym miałoby mi to pomóc? — spytał beznamiętnie. — Kiedy ludzi było mało, twoja umiejętność była złotem, ale teraz, kiedy płacą za dzieci jest zwyczajnym kawałkiem stali. A ja nie lubię stali, wręcz przeszkadza mi ona w pracy, zupełnie jak tobie czerwień.
Demon podniósł rękę i machnął na mamunę, pokazując, że ta ma się wynosić z jego gabinetu. Druga usłyszała, jak na korytarzu czarne pudełko woła numer czternaście.
- A teraz proszę wyjść, pacjentki czekają — odparł mężyk.
- Jeszcze będziesz mnie prosił o pomoc — wysyczała Druga, wstając z krzesła. — Zobaczysz.
Wyszła z pokoju nie oglądając się za siebie.