Samotny lot

Autor: Whistler61
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

LOT

 

- Skręć na 270 i kontynuuj. Over – usłyszał w słuchawkach.
Pilotował zupełnie nic nie widząc.

 

Gdy startował godzinę wcześniej, dookoła było piękne niebo, widoczność znakomita.
Meteo podawało lekki wiaterek z południa. Taki na 10-15. Idealna pogoda do latania.

Zawsze przed startem, Susanne żegnała go, gdy siedział już w maszynie. Taki mocny, namiętny buziak. Bez słów. Jednak on potrafił go odczytać „Po prostu wróć”. Po lądowaniu był drugi. Dłuższy „Jesteś z powrotem cały i zdrowy”.

 

- Zejdź powoli na 400, jesteś za wysoko, kontynuuj ten kierunek. Over. – prowadził go spokojny lecz zdecydowany głos z wieży. Dookoła była szaro–biała lepkość i musiał ufać tylko temu głosowi. Zaczynał się bać.

 

***


To był chyba jakiś omen. Dzisiaj Susanne nie mogła być na aerodromie. Nie mogła go pożegnać. Wszystko to była jego wina. Ta pogoda była tak piękna, że nie wytrzymał. Bezmyślnie sam pojechał na aerodrom i przygotował „Pirata” do lotu.

Wszyscy byli zdziwieni, że jest sam.

- Hej, Bob, a gdzie Suzy? – doleciał go głos szefa mechaników.

- Dojedzie – rzucił odwracając się – to ja wyrwałem wcześniej.

- Ha, ha, ha, - roześmiał się „Ginger” mechanik – uwiodła cię pogoda?

- Chyba coś w tym jest – pomyślał Bob – rano wyjrzałem przez okno i aż dech mi zaparło.

 

Lina holownicza łączyła jego „Pirata” ze starą wysłużoną „Wilgą”. Konstrukcja sprzed kilku dekad, a jednak mechanicy sprawiali, że zachowywała się jak po opuszczeniu zakładów.

Sprawdził radio i wszystkie instrumenty. Kciuk w górę. Lina się lekko naprężyła i poczuł lekkie drgnięcie. Jego „Pirat” zaczął powoli sunąć do przodu. To miały być ostatnie loty przed wyjazdem na mistrzostwa. Był uważany za „czarnego konia”. Sam wiedział, że ma szanse zdobyć puchar…

Poczuł jakiś nieokreślony niepokój. Dyskomfort.

- Nie było Susanne, nie było buziaka – pomyślał

Odpędził te myśli i skupił się na pilotażu.

 

Na 800 metrach zwolnił hak liny. Uwolniona „Wilga” skoczyła do przodu. Jack, który ją pilotował, pomachał skrzydłami i mocno skręcił w lewo i w dół.

- Good luck – powodzenia – usłyszał głos Jack’a w słuchawkach.

Bob został sam. Sam z ciszą, szumem radia i… swoimi myślami.

 

Zobaczył Susanne nagą. Leżała przed nim z zamkniętymi oczyma, a on powoli masował jej stopy. Jej alabastrowe ciało  ze śladami lekkiej opalenizny,  błyszczało w świetle świec od wilgoci potu. Była szczęśliwa. Pocałował ją w największy palec, później w środek stopy…

- Aj, łaskotki – powiedziała ….

 

- Sierra, Papa, India, Zulu, Alfa, zgłoś się!

- Pirat, zero, sześć. Co z tobą! Skup się! Schodzisz za mocno w lewo. Wyprostuj maszynę i popraw kurs.  Over. – głos z wieży kontrolnej przywrócił go do rzeczywistości.

Poprawił natychmiast szybowiec.

- Co się ze mną dzieje? – pomyślał

- OK., dzięki. Over – powiedział na głos.

Wtedy usłyszał, że mikrofon na wieży nie jest wyłączony. Na początku dolatywały jakieś strzępy dalekich i niezrozumiałych rozmów. Aż nagle usłyszał głos swojej Suzy.

- Cześć wszystkim. Nie wiecie gdzie jest Bob?

- Już w górze. Poszedł dziś na wysokie pułapy. – to był głos Marii, kontrolerki, która się próbowała beznadziejnie umówić z nim na randkę.

- Co??? Jak mógł mi to zrobić??? – Krzyk Susanne wwiercił mu się w mózg – po tylu latach.

Była wyraźnie wściekła.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Whistler61
Użytkownik - Whistler61

O sobie samym: Piernik to też ciacho ;) :)
Ostatnio widziany: 2016-09-26 10:44:11