Stalowy Alchemik
wiły się monety. Wziął je i wręczył mi. - Dzięki za pomoc. – Powiedział, zamykając moją dłoń z pieniędzmi. - Ale... Ja wam nie pomogłam. – Odparłam. Chłopcy już chcieli odejść. Złapałam tego złotookiego za rękę i stwierdziłam, że jest strasznie zimna. – Może i nie znam Envy’ego, ale chciałabym... – Zaczęłam, a Ed mi przerwał. - Nie chcemy ciebie w to mieszać. – Odparł, po czym zaczął iść ku budynkom. - Ale ja bym chciała... – Znowu zaczęłam. - Zrozum, to niebezpieczne! – Krzyknął w końcu Ed, a brat mu przytaknął. - Nie możesz iść z nami, Rose. – Powiedział zbroja, po czym oboje się odwrócili i znowu zaczęli iść. Puściłam rękę chłopaka i pobiegłam do pobliskiego lasu trochę się uspokoić. W głębi duszy życzyłam im powodzenia. Po jakiejś chwili usłyszałam głośny krzyk. Pobiegłam w stronę zabudowań. Gdy stwierdziłam, że dzieje się to w świątyni, wystraszyłam się nie na żarty. Kapłan! Być może to o niego chodziło tym dwóm alchemikom! Myślałam, że szukają jakiegoś Envy’ego, a nie naszego drogiego kapłana. Ale chyba się pomyliłam. Natychmiast wbiegłam do świątyni. Widziałam prawdziwe pobojowisko. Zniszczone obrazy, połamane kamienne ławy, pokruszona wschodnia ściana... Ed leżał zakrwawiony. Al Był lekko przysypany kamieniami, jednak zaraz się wyswobodził. Za ołtarzykiem stał jakiś dziwny, zielonowłosy chłopak, ubrany na czarno. Większa część ciała była odkryta, miał bluzkę na ramiączka i krótkie spodenki. Długie włosy sięgały mu do kostek. Powoli podchodził do Eda, jakby chciał zadać ostateczny cios. W końcu nie wytrzymałam. Podbiegłam do tego życzliwego chłopaka o bląd włosach i starałam się go odkryć. Al próbował się „zająć” Envy’m. Dobrze mu szło, a ja szybko starałam się odkopać Eda. Po jakimś czasie otworzył oczy i znowu wrzasnął. Gdy odkopałam jego klatkę piersiową i ramiona zauważyłam, że natychmiast przytrzymał prawą ręką lewe ramię. Był ranny, najwyraźniej coś mu się stało. - Hm. Dwóch na jednego? A właściwie, trzech. Trochę to nie fair, ja spadam. – Odparł Envy trochę mnie przerażając swoim głosem. – Kiedy indziej cię dopadnę, Stalowy! – Krzyknął, po czym wybił się w powietrze, wysoko skacząc. Po paru sekundach już go nie było. - Znowu nam uciekł. – Powiedział Ed trochę zachrypłym głosem. – Myślałem, że tu go dopadnę. - Braciszku, nie martw się tym. Kiedyś go dopadniemy. – Powiedział, klękając obok mnie i podnosząc cięższe kamienie. W ten sposób Ed został bardzo szybko odkopany. Chłopcy podziękowali za pomoc, tłumacząc, ze moje życie się „trochę” zmieni. Na początku nie wiedziałam, o co im może chodzić. Po ich odejściu zrozumiałam. Kapłanem był Envy, chłopak, którego ścigali ci alchemicy.