spotkanie jacka sapiehy i tadeusza nowackiego/ 1
Katowicach. Lepiej zastanówmy się dlaczego podczas dokonywania czynności , która zawiodła go do muszli jego mózg podsunął mu, że zazdrości Missiemu, że dobrze być Missim, że chciałby być Missim. Korzystając z tego , że chrapie i szybko się nie obudzi zaglądnijmy do jego komputera w poszukiwaniu Sapkowskiego. Krka leżała przewieszona bezwładnie przez zbutwiały bagienna wilgocią korzeń. Herald nie patrzył w jej stronę. Znał, aż za dobrze wyrzeźbione w nienawiści oblicza potworów. Walka wyczerpała go. Uniósł się z pomocą miecza. Wytarł go starannie o lewa stronę obszernego mankietu i przejrzał się w srebrnej klindze. Patrząc na swoje włosy zlepione błotem i posoką Krky, szare bruzdy zmęczonej twarzy pomyślał przelotnie coś o obowiązku i powinnościach. Przeniósł się do Szkoły... Rżenie Klary przywróciło go do rzeczywistego świata... - Trzeba zmyć ten szlam - powiedział do siebie głośno, jakby sprawdzał czy ma jeszcze dar ludzi głośnego mówienia. Znał wszystkie karczmy na Zarzeczu ."Pod Kocubami" tylko z zewnątrz wyglądała jakby miała rozpaść się. W środku było schludnie i ciepło od nigdy nie gaszonego ognia w kominku. Guardana nie zwykła długo gadać. Omiotła tylko Heralda czujnym spojrzeniem i rzuciła do służby: - Kąpiel dla pana Heralda! Podeszła bliżej, udając, że smród jej nie przeszkadza, tyle mogła dla niego zrobić po starej przyjaźni. - Śmierdzisz- rzekła- nic ci się nie stało? Zjesz później. Herald złożył usta po wiedźmińsku i - dziękuję Guardano- powiedział - każ oporządzić Klarę. - Herald - chwyciła go mimowolnie za ramię nie zwracając uwagi na błoto i zastygłą krew - kręcili się tu dzisiaj jacyś jeźdźcy. - Kto to był? - Wyglądali na krasnoludów. Czuję , ze coś się świeci... Podobno Kotołak znów się pojawił, chłopy ze wsi mówili. Gorąca woda , opary olejków leczniczych i magiczne właściwości Błękitnego Cedru sprawiały , że czuł jak mięsnie odprężają się i powraca ostrość zmysłów. Doceniał szczodrość Guardany, wiedział jak zazdrośnie strzeże wanny z " zaniklej magii cedru"- jak twierdziła, wiedział, ze dostępował zaszczytu kąpieli, których zaznało niewielu, oprócz samej Guardany , może jeszcze jej kochankowie- pomyślał. Nawet dostojnicy zatrzymujący się " Pod Kocubami" znudzeni kamiennym traktem do Herccronu nie mieli tyle szczęścia. Zwykle mogli usłyszeć - hej Lutek, balia dla pana wielmoży! Ale już! Sposób w jaki to mówiła nie pasował do karczmarki- choć niezwykłej urody, raczej do nie znoszącego sprzeciwu dowódcy... W sączącym się w zupełna ciemność błękicie tylko oczy wiedźmina mogły dostrzec powolny obrót klamki. Drzwi rozsunęły się bez skrzypnięć przepuszczając intruza... Energia skupiona w dłoni Heralda porwała wodę z wanny, która chlusnęła pod ciśnieniem w kierunku drzwi. Nauczył się tego od czarownicy. - ...szaaa, cholera, wiedziałem , że to ty. Herald, to ty? - barczysty krasnolud wycharczał donośnie, poczym splunął, otrząsł się i dodał - To ty prawda, zapal jakieś cholerne światło, nic nie widzę, jestem porządnym krasno- ludem , a nie jakimś ... wiedźminem. Znakiem igni zapalił knot lampy. - Bruno! Zawsze wchodzisz z toporem i bez zaproszenia? - Hle,hle, Herald , druhu , dobrze , że cię spotkałem. Co tak śmierdzi? - zapytał bez związku wykręcając wodę z brody. - Co za cholerne perfumy dodałeś do tej wody? Jak ja się pokażę moim krasnoludom, cholera? - Guardana czeka z posiłkiem, dołącz do mnie , pewnie niejedno mamy do powiedzenia. Ale, ale, zniknij przez okno i wejdź przez drzwi, ona nie lubi niespodzianek. Tadeusz wstał z łóżka w czasie w sam raz dobrym, by zaspokoić kolacyjny głód. Podreptał do lodówki. Zgarnął trzy jajka . W drodze do patelni znowu omiotła go myśl „ dlaczego zadzwonił do Aleksandra? Ja też powinienem zadzwonić…” Przerwał myślenie z powodu dymienia. Włosy luź