Soil irs mans
Rozległo się wycie wilków. Nadchodzili.
17 dzień Miesiąca Traw
Idziemy przez las, na wszelki wypadek trzymam się blisko Oye. Co jakiś czas wymieniamy zaniepokojone spojrzenia. Nasi ludzie skradają się przez zarośla, łuki wymierzone w niewidzialnego wroga, nerwy napięte.
Ziemia zaczyna lekko drżeć, ale nikt oprócz nas dwóch zdaje się tego nie czuć. Z kim oni chcą walczyć?
Kiedy zmrok ledwie pozwala nam widzieć gdzie idziemy, przyczajamy się z Oye w korzeniach zwalonego drzewa a potem biegniemy co sił przed siebie.
Pędzimy coraz szybciej, mijają nas inne zwierzęta, kudłate grzbiety wynurzają się i giną wśród liści. Las wypluwa z siebie bestie, każe im biec.
Docieramy do wąwozu, wzdłuż którego uformował się już pierwszy łańcuch. Te zwierzęta są jeszcze niedokończone, niektóre z nich wciąż nie porosły sierścią, mają delikatne różowe łapy bez pazurów. One jako pierwsze zatrzymają nadciągające monstra.
Królowa stoi na środku polany, jej piękna czerwona sierść błyszczy w świetle księżyca. Otacza ją krąg spleciony z węży, dalej krążą wokół nich łasice, potem borsuki, dziki, jelenie. Dwa ostatnie kręgi tworzą wilki, biegają niespokojnie i węszą w powietrzu. Dołączamy do nich.
Czuję jak przepełnia mnie chęć walki i miłość do Królowej. Nie opieraj mi się, wyszeptała w jednym ze snów i poddałem jej się całkowicie, tak jak wielu innych przede mną. A teraz będę jej bronił za cenę życia.
Zbliżają się. Trzeszczą gałęzie. Z mojego gardła wydobywa się niskie ostrzegawcze warczenie kiedy z zarośli wychodzi najbardziej odrażające monstrum jakie kiedykolwiek widziałem…