S³owa
Denerwujesz siê. Nie lubisz, gdy inni musz± pomagaæ ci w najzwyklejszych czynno¶ciach.. Pamiêtam, gdy kiedy¶ mówi³e¶, ¿e nawet umrzeæ nie bêdziesz móg³ sam, bo tak naprawdê twoja ¶wiadomo¶æ zawiedzie ciê w ostatnich chwilach. Nie chcia³e¶ siê z tym pogodziæ, tak jak ja z twoj± decyzj± o zawieszeniu broni, o poddaniu siê. Kiedy¶ siê w¶ciek³e¶, gdy powiedzia³am: "Je¶li nie dla siebie, to walcz dla mnie". Muszê przyznaæ ci racjê, ¿e nie mam pojêcia, w jakiej jeste¶ sytuacji i z czym walczysz. Niestety widzia³am ile zrobi³e¶ ju¿ dla nas i je¿eli sam czujesz, ¿e d³u¿ej nie dasz rady to nie mogê od ciebie wymagaæ niemo¿liwego. Tak chcia³abym, aby¶ jeszcze raz podniós³ siê i stawi³ czo³a kobiecie, z któr± ja nie mogê nawet konkurowaæ. G³êboko wierzê, ¿e tym razem wygra³by¶ bitwê. Spojrza³e¶ na mnie i dotkn±³e¶ mojej twarzy.
Lubiê, gdy mnie dotykasz. Zawsze o tym wiedzia³e¶, od pierwszego spotkania uwodzi³e¶ mnie w ten sposób.By³ subtelny, delikatny, pocz±tkowo przypadkowy, a pó¼niej celowy. Nawet teraz, kiedy zwija³e¶ siê z bólu, staæ ciê by³o na chwilê czu³o¶ci. I co ja mam teraz z tob± zrobiæ? Co mam zrobiæ z twoimi zmys³owymi prezentami, które s± ulotne jak mg³a, a jednak zostaj±?
Wiem, ¿e odgadujesz moje my¶li. Jeste¶my dopasowani do siebie jak dwa odbicia w lustrze. Niby jednakowe, a zupe³nie odwrotne. Uzupe³niamy siê. Ja mog³abym pój¶æ za tob± na koniec ¶wiata, a ty poszed³by¶ tam tylko wtedy, gdybym pod±¿a³a za tob±. Ja widzê twoje niebo, a ty rysujesz je specjalnie dla mnie. W koñcu ty chorujesz, a ja, mimo ¿e jestem zdrowa, umieram razem z tob±.
Skurcz min±³. Odetchn±³e¶ z ulg±, ale te¿ z niepokojem, ¿e mo¿e nied³ugo wróciæ. Zmarszczki na czole i miêdzy brwiami u³o¿y³y siê wygodnie na twojej zmêczonej twarzy. Mog³y teraz chwilê odpocz±æ od kolejnej d³ugiej i ¿mudnej roboty. Dopiero teraz naprawdê by³e¶ tu, ze mn±. Znów pos³a³e¶ mi spojrzenie w stylu: "Mo¿e jednak porozmawiamy?", ale k±ciki twoich ust wygiê³y siê niepewnie od takiego pomys³u. Wiedzia³am, ¿e tego nie chcesz. Pragniesz jedynie zaspokoiæ moj± ciekawo¶æ i niewiedzê, która czasami prze¿era mnie na wylot. Jednak nie chcia³am ciê zmuszaæ. Usiad³am na ³ó¿ku wtulaj±c siê w ciebie i pozwoli³am na kolejn± fazê czu³o¶ci.
Kochasz moje cia³o. To zadziwiaj±ce, ¿e ja znajdujê w nim tyle niedoskona³o¶ci, a ty kochasz je takim, jakie jest. Tyle razy topi³e¶ w nim swój smutek, gorycz, a nawet z³o¶æ, i ono wszystko przyjmowa³o bez ¿adnych skarg. Teraz te¿ jest podobnie. Szukasz spokoju i mojej blisko¶ci. Nie potrzebne s± twoje s³owa, zapewnienia o mi³o¶ci. Mówisz poprzez dotyk, który ja kocham. To wystarcza nam obojgu.
Pokazujesz, jak bardzo têskni³e¶, jak bardzo kochasz i cierpisz oraz, jak bardzo ¿a³ujesz, ¿e nie da³e¶ mi tego, czego oczekiwa³am. Gdy po³o¿y³e¶ rêkê na moim brzuchu wróci³o widmo naszych wiecznych rozmów na temat przysz³o¶ci. Miêdzy innymi tego nie potrafi³e¶ mi do tej pory podarowaæ – rodziny, jakiej¶ czê¶ci siebie – dziecka. Wiesz, ¿e o tym marzy³am. Chcia³am nosiæ w sobie ma³ego cz³owieczka, który zostanie ze mn± nawet wtedy, gdy ciebie zabraknie, w którym bêdê mog³a zawsze odnale¼æ jak±¶ czê¶æ ciebie, którym ulokujê swój nadmiar mi³o¶ci. Ale ty zawsze my¶la³e¶ za nas oboje. Zawsze troszczy³e¶ siê o nas. Zawsze, nawet wtedy, gdy sprawia³e¶ mi tym przykro¶æ. Na wszystko znajdowa³e¶ bystry i racjonalny argument. Dziecka nie podarowa³by¶ mi, nawet gdyby¶ móg³, z dwóch powodów. Po pierwsze – samotna, m³oda mama, która jest na utrzymaniu rodziców nie poradzi³aby sobie w ¶wiecie, a przynajmniej ciê¿ko by jej by³o. A po drugie nie chcia³by¶ skazywaæ w³asnego dziecka na los podobny do tego, który ciê spotka³.