Słońce zachodzi na czerwono. Rozdział I
Gdy otworzyłam oczy widziałam jego twarz przy swojej. Coś szeptał mi do ucha, ale niewiele z tego rozumiałam. Rozumiałam za to doskonale, co się za chwilę wydarzy. Nie miałam na sobie spodni i bielizny, a on ciągle na mnie leżał. Próbowałam się wyrwać i krzyczałam. Położył mi rękę na ustach i zaczął bić. Dotarło do mnie to, co mówił: groził, że jeśli będę się opierać to mnie zabije. Będzie uderzał, aż przestanę się rzucać. Nadal czuć było od niego alkohol. Z każdą chwilą brakowało mi sił i nadziei. Brzydziłam się nim i nie wierzyłam, że to się dzieje. Kiedy skończył nie miałam nawet siły, żeby podnieść się z podłogi.
Nie wiem ile czasu minęło po tym jak wyszedł. Każdy mój ruch zajmował mi wieki. Czułam się jak rozgnieciona żaba, która ma świadomość tego, że jej życie się kończy i nigdy już nie wróci do normalności. Ubrałam się i cicho wyszłam, aby mnie nikt nie zauważył.
Wstydziłam się tego, co się stało. Mijały dni a ja nie wychodziłam z własnego pokoju. Nie miałam ochoty jeść, ani w ogóle ruszać się z łóżka. Aż pewnego dnia przyszedł Miłosz. Stwierdził, że nie ma śladu po tamtej dziewczynie, którą byłam. I miał rację: schudłam niewyobrażalnie, miałam zapadnięte policzki i sine oczy. Ale dużo gorzej było z psychiką. Mojego świata już nie było.
Miłosz się martwił. Nie odbierałam telefonów, ani nie było mnie na komunikatorach. Usunęłam swój profil z facebooka i nie pokazywałam się nawet na uczelni. Kojarzył fakty: wiedział, że dzieje się tak od czasu imprezy u Anki. Nie widział jak wychodziłam, mimo że czekał na mnie, wiedział jednak, że coś się wydarzyło. - Może wiesz już skąd? - To zaważyło na moim następnym posunięciu. Okazało się, że kiedy byłam nieprzytomna Michał cyknął mi kilka zdjęć, które krążyły po Internecie – jako potwierdzenie plotek na mój temat. Okazało się, że ludzie zakładali się o to, czy właśnie na tej imprezie pójdziemy do łóżka.
Nie zareagowałam na tą informację. W ogóle nie reagowałam. Chciałam jedynie, aby Miłosz sobie poszedł. Czułam się brudna i niepasująca do świata, który znałam. Nie potrafiłam przyznać się Miłoszowi co się stało. Jeszcze nie teraz.
Kiedy wyszedł zdobyłam się na odrobinę wysiłku, aby w końcu wygrać z kimś walkę. Wyszłam do łazienki – tylko tam mogłam spróbować oczyścić swoje ciało z brudów mojego życia: napełniłam wannę wodą, wzięłam tabletki i ostrożnie wyjęłam ostrza z maszynki. Zanim jednak weszłam do wanny pozwoliłam sobie napisać do ciebie, abyś zawsze wiedziała, że z niczyim życiem nie można igrać.
Ale to, co jest najważniejsze: pamiętaj, nikomu nie możesz ufać… Nikomu! A w szczególności nie możesz ufać sobie…