SKRZYDŁO ANIOŁA VII
13.
Tego dnia mucha już nie powróciła. „Lawendowa” siostra poszła do domu, a jej obowiązki przejęła pielęgniarka, której wejście na salę nieodmiennie napełniało Gabriela lękiem. Na próżno tłumaczył sobie, że kto, jak kto, ale on chyba już nie musi się bać niczego ani nikogo. A jednak siostra Ratched (tak ją nazwał na własny użytek) z jej obfitymi kształtami i wojskowym drygiem, samą swoją obecnością dawała do zrozumienia, że pacjent jest całkowicie zdany na jej łaskę, a łaska ta zależy tylko i wyłącznie od jej aktualnego nastroju. Choć przecież nie był wariatem (a może był?), Gabriel czuł się przy niej jak jeden z pacjentów kukułczego gniazda.
Dziś jednak Gabriel nie bał się jej tak bardzo, jak zwykle. Dziś jego umysł został owładnięty przez owo tajemnicze źródło dźwięku, które odkrył nocą. Gdyby tylko mógł znaleźć sposób, by choć raz rzucić na nie okiem… Wiedział, że gdyby nawet zaryzykował i maksymalnie odchylił głowę do tyłu, to nie uzyska nic poza tym, że ponownie przeżyje wstęp do umierania. A siostra nie będzie zbyt zadowolona i ustawiając jego głowę w pionie, na pewno nie zgrzeszy delikatnością.
Żeby tak mieć lusterko… Jakąkolwiek błyszczącą powierzchnię, ustawioną pod odpowiednim kątem. Gdyby na przykład ktoś uchylił trochę okno, albo stanął przed nim z czymś, co odbija światło.
Do celi Gabriela ponownie weszła siostra Ratched i podeszła do okna. Serce Gabriela zabiło żywiej. Nadzieja jednak okazała się płonna. Siostra wyjrzała tylko na zewnątrz i mruknęła coś niezrozumiale pod nosem. Jakby mimochodem zerknęła na jedynego na tej sali pacjenta i zauważyła cieknącą z kącika jego ust stróżkę śliny. Ze stojącego obok łóżka stolika wzięła zwój ligniny i oderwała kawałek, którym otarła usta Gabriela. Skupiona na wykonywanej czynności, w pierwszej chwili w ogóle nie zwróciła uwagi na jego oczy.
A oczy Gabriela w jednej chwili stały się uważne i skupione w jednym punkcie. Jego twarz przybrała wyraz takiego natężenia, że w końcu musiało ją to zaintrygować. Ten przykuty do łóżka pacjent, podczas wykonywanych przy nim czynności, zazwyczaj odwracał wzrok i zachowywał się tak, jakby sprawa dotyczyła kogoś innego. Tym razem jednak nie odwrócił wzroku. Wpatrywał się w siostrę z niezwykłym, nietypowym dla niego napięciem. Ale nie patrzył na jej twarz. Kiedy prześledziła oczami linię jego wzroku, ogarnęła ją mieszanka zażenowania, dumy i złości. Odkryła bowiem, że ten cień mężczyzny, niezdolny poruszyć swoim ciałem od głowy w dół, ta śliniąca się karykatura człowieka, wpatruje się bezczelnie… w jej dekolt! Z gniewnym prychnięciem wyrzuciła wilgotną ligninę do kosza i trzaskając głośno drzwiami wyszła z sali.