SKRZYDŁO ANIŁA VI
Stało się. Jego głowa odchyliła się do tyłu, a ślina spłynęła do gardła. To już koniec. Gabriel wiedział, że najbliższe chwile będą straszne, ale jednocześnie cieszył się wewnętrznie, że jego udręka się skończy. Pociemniało mu w oczach. Uszy wypełnił pulsujący w coraz wolniejszym tempie szum. W nozdrzach pojawił się kojący zapach lawendy.
Czyjeś ręce uniosły jego głowę, wyciągnęły język z ust i osuszyły ich wnętrze. Pracująca na jałowym biegu pompa jego płuc znowu zassała życiodajne powietrze. Kiedy po kilku głębokich oddechach odzyskał zdolność widzenia, zobaczył wpatrzone w siebie czujne oczy. W jego nozdrza ponownie uderzył, zwietrzały już lekko, zapach lawendy. I to właśnie dzięki temu zapachowi dotarło do niego, kto tym razem uratował mu życie.
Miała zmęczoną całonocnym dyżurem twarz, z której wyglądały lekko przekrwione i podkrążone oczy. Nie wiedzieć czemu, Gabriel odniósł wrażenie, że całkiem niedawno płakała. Może sprawił to lekko zaróżowiony od pocierania czubek nosa, a może gest drżącej ręki, którą usiłowała upchnąć pod szpitalnym czepkiem niesforny kosmyk włosów. Ogólnie wyglądała na lekko podenerwowaną, ale wrażenie to stopniowo mijało, jakby rutynowe czynności, które wykonywała przy łóżku Gabriela uspokajały ją.
Skupiając całą uwagę na pielęgniarce, Gabriel zapomniał chwilowo o głównej przyczynie całego zamieszania. Tymczasem mucha zdołała jakoś wydostać się spod piżamy i z suchymi już skrzydłami wzbiła się do lotu. Z cichym bzyczeniem zatoczyła w powietrzu kilka szaleńczych pętli, a potem nagle ucichła i przepadła w jakimś zakamarku. Kiedy Gabriel zorientował się, że jej nie ma, z jego piersi wyrwało się głośne westchnienie ulgi. Jednak ten długi wydech zakończony został nagłym ukłuciem bólu, które sprawiło, że znowu zaczęły tężeć mu mięśnie. Nie wiedział, czy to choroba zrobiła właśnie kolejny krok, czy też dał o sobie znać strach, że mucha znowu powróci.