Z pamiętnika młodej schizofreniczki.
// Aut. Czarna komedia. Pisana szybko. //
Pierwszego dnia obudziłam się raczej wypoczęta, choć po nocnej imprezie męczył kacyk. Popołudnie było rześkie. Jedna z niewielu oznak dobrego dnia.
Ponieważ to ostatni wolny dzień nie miałam zamiaru robić nic a nic i zmarnować go z czystym sumieniem. Kakao, musli, owoce, internet i nie ma dla mnie świata!
I faktycznie. Cały dzień zmarnowany.
Kładłam się do łózka z nadzieja, iż jutro nie wstanę.
Ranek nie wyglądał źle. Wstałam, zjadłam śniadanie, internet. Poranny rytuał. Nie trwało to długo, zamulałam strasznie. Właściwie nie mam pojęcia, co robiłam po wyjściu z domu, na egzaminie, po nim, po powrocie do domu... Czułam się... Nie, nie. Ocknęłam się, gdy, wracając do domu, czytałam w gazecie artykuł o zbuntowanych (a może zmutowanych) ryjówkach. A może nie ryjówkach... może to było coś zupełnie innego? Nie miałam pojęcia.
Oczywiście będąc w domu już zapomniałam o wszystkim, co było mało ważne. Odrobiłam zadane lekcje (nie, nie moje. Kuzyna. Zdawaj rozszerzona maturę. Nie dawaj sobie rady z zadaniami z podstawówki!) i poszłam spać.
Może byłoby lepiej, gdybym się nie budziła. Może. Niestety to zrobiłam i stwierdziłam, iż to błąd. Powtarzam się?
W każdym razie wstałam. W okol mnie było pełno ryjówek! Małych, malutkich. Skakały po całym pokoju. Słodkie takie.
Jakoś nie bardzo się tym przejęłam. Ubrałam się, założyłam glany i wyszłam z domu. Poszłam tylko po piwko do sklepu obok. Gdy wróciłam pod blokiem stały trzy osoby. Ja, jedna pani i pan w dziwnych ubraniach. I ryjówki. Male, maluśkie. Skakały.
Nagle zauważyłam fotoradar. Przed moim blokiem. Zerknęłam do telefonu. Nie, nie prima aprilis. Mamy cie? Ukryta kamera? Oby nie. Bo jedna ryjówka skoczyła pani na twarz i rozszarpała ja. Polała się krew. Prawdziwa raczej. Dobrze jej tak.
Ale ten pan zaczął strzelać do wiewiórek. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego, skoro to ryjówki były "tymi złymi".
Usiadłam na ziemi i zaczęłam pic piwko. Ryjówki zaczęły skakać tez na mnie, ale miałam glany, wiec byłam bezpieczna - łamały sobie na nich ząbki i karki.