Skrytobójca
kiedy już wróci. Starał się nie myśleć o wydarzeniach, jakie będą miały miejsce w ciągu najbliższych trzech dni, tyle czasu dostał na „wykazanie się”. Mógł spokojnie powiedzieć, że stał się mistrzem odpędzania złych myśli, trzy tysiące sześćset pięćdziesiąt trzy dni w więzieniu nauczyły go tego doskonale. Wieczorem wysiadł na jakieś stacyjce pośrodku niczego, w zabitej dechami dziurze. Według instrukcji miał teraz dotrzeć na rynek i wziąć taksówkę do hotelu. Z niewielką pomocą miejscowych dotarł do celu, nawet samemu nie zeszłoby mu o wiele dłużej. Miejscowość była tak mała, że w dwie godziny spokojnie można je obejść wzdłuż i w szerz. - Wczasy, czy tylko szybki odpoczynek? – taksówkarz starał się zagadywać. W innych okolicznościach Karol chętni pogadałby z kierowcą, teraz jednak musiał być jak najmniej widoczny, nie gadatliwy, ale też nie zbyt cichy. - Jeszcze nie wiem, zobaczymy jak będzie. - Ale nazwe to se tego hotelu wybrali, co? – taksówkarz zdawał się być rozbawiony – Ja tam to bym się w takim nie zatrzymał. - A to niby czemu? Nazwa jak nazwa. - Co pan? Nie wiesz pan, co to południca? – kierowca nie dał czasu na odpowiedź, ale Karol i tak wiedział, że cokolwiek nie powie to i tak zostanie zapamiętany, tyle zostało z nie wychylania się - To taka zjawa, demon. Jak byłem mały to babka mnie nią straszyła. – po tym już umilkł, nie odzywali się już do końca trasy, jakieś pół godziny. Zmrok zapadł błyskawicznie, kiedy pociąg zajechał na stację słońce wciąż pięknie świeciło, teraz, kiedy dojeżdżali do hotelu była już zupełna noc. Hotel był imponujący, schody prowadziły dwoma łukami wokół fontanny prosto do wielkich drzwi, przy których stał odźwierny. Wchodząc przez nie Karol poczuł się dziwnie dobrze, pierwszy raz w życiu drzwi otwierał mu ktoś nieuzbrojony i nie w mundurze. Na podłodze głównego holu wyłożone były trzy podłużne czerwone dywany z bokami zdobionymi obszyciami ze złotych nici, idąc po nich poczuł się jak gwiazda filmowa na ceremonii rozdania Oscarów. Na widok Karola recepcjonista wyraźnie się ożywił, wstał z krzesełka i uśmiechał się w kierunku wchodzącego właśnie gościa. Karola obleciał strach, że go nie wpuszczą. Starał się zachowywać naturalnie, szedł wolno rozglądając się wokoło. Po obu stronach holu znajdowały się drewniane niskie stoliki otoczone skórzanymi kanapami. Po trzy takie stanowiska na stronę, rozdzielały je kolumny obstawione imponującymi egzotycznymi kwiatami. Sufit zdobił piękny ogromny żyrandol z kryształu, pasowałby do filmów katastroficznych, w każdym z nich taki żyrandol spada zabijając kogoś. Za kanapami znajdowały się szklane ściany odgradzające restaurację po jednej stronie i bar po drugiej od głównego holu. - Dobry wieczór panie Grabowicz, czy wycieczka się udała? – chłopak w garniturze stojący za wysoką hebanową ladą zdawał się rozpoznawać Karola, chociaż zwracał się do niego złym nazwiskiem. - Było wspaniale, ale teraz muszę szybko się wykąpać – odpowiedział z lekkim uśmiechem starając się zachowywać jak najbardziej naturalnie. Minął chłopaka i poszedł schodami za recepcją na górę cały czas powtarzając w głowie numer pokoju, do którego zmierzał. Mógł użyć windy, ale nie był zwolennikiem małych zamkniętych pomieszczeń. Kiedyś miał klaustrofobię, więzienie wyleczyło go z tej dolegliwości lepiej niżby to zrobił niejeden psychiatra. Teraz nie bał się już zamknięcia, ale i tak wolał go unikać. Pokój znalazł bez problemu. Po wejściu do środka szybko wskoczył pod prysznic. Po odświeżeniu się przeszukał szuflady i szafki. Znalazł w nich nowy, jeszcze zapakowany zapas bielizny na kilka dni. W szafie czekały dwa wytworne garnitury i kilka krawatów. Ubrał się elegancko i stanął przed lustrem wypinając się. - Czego pani się napije? – rzucił szarmancko w powietrze prężąc się przed swoim odbiciem – Może Martini? Znakomicie. Barman! Dla pani Martini, a dla mnie Whisky. O nie, niech mnie pani nie obraża, ja zapła