Skrwawione chusteczki
- Przepraszam. Bardzo przepraszam. Zdawałem sobie z tego sprawę. Ty musiałaś zapłacić za błąd swych rodziców. Zupełnie tak samo jak ja –odparłem złamany
Położyła się obok, a głowę oparła na mojej piersi Pozwoliła się przytulić a ja zacząłem głaskać ją po głowie jakby znów miała trzy lata. Śmiesznie wyglądała kiedy włożyła kciuk do ust. Na szczęście nie ssała go tylko z uporem górnika zaczęła wiercić paznokciem szczeliny między zębami.
- Znalazłeś ją?
- Kogo… Miłość życia? Nie.
- Żałujesz?
- Że straciłem czas na jej szukaniu?
Nie musiałem szukać długo odpowiedzi. Miałem ją w sercu od dawna. Aby odpowiedzieć na takie pytanie musiałem się przygotować. Nie zajęknąć się. Nie popluć. Nie zakaszleć. Sto procent świadomości każdego słowa
- Myślę… żałowałbym gdybym nie próbował
Cudownie było tak ją trzymać w ramionach po raz pierwszy od wielu lat. Moją jedyną miłość w tym krótkim życiu. Oczywiście coś musiało się spieprzyć. Taki ludzki los. Poczułem to w trzewiach. Wąż znów dał o sobie znać. Szarpnął się i zaczął wspinać się do góry. Siłą woli zatrzymałem go w okolicy mostka.
- Kochanie. Suszy mnie . Bądź tak dobra i przynieś mi wody. Ale kup na piętrze z automatu. Tutejsza ma jakiś dziwny posmak
Wyszła posłusznie, znikając za drzwiami rzuciła mi pogodne spojrzenie. Wytrzymałem jeszcze chwilę póki nie usłyszałem szumu zamykających się drzwi windy.
Wtedy wybuchłem. Obrzydliwy kaszel powodował, że podskakiwałem na łóżku nie mogąc opanować torsji. Spod pościeli wyciągnąłem chusteczkę i zakryłem usta. Wąż odpuścił i wrócił na miejsce. Ale na chusteczce pozostał krwawy ślad. Przyglądałem się własnej krwi z zaciekawieniem póki nie usłyszałem kroków powracającej córki. W pośpiechu zmiąłem chusteczkę w kulkę i cisnąłem ją za okno. Wylądowała na trawniku przed oknem.
- Proszę. Niegazowana – podała mi plastikową półlitrową butelkę. A ja mimo tego, że nie chciało mi się pić, opróżniłem ją do połowy.