Sen
em dłonią, cicho pomrukując. Anielica zaczęła krzyczeć. Potwór, przestraszony jej reakcją, rozłożył szeroko błoniaste skrzydła, wydając z siebie gardłowy warkot. Lamiel zwinęła się w kłębek, chroniąc się przed ciosem. Drzwi otworzyły się z impetem, uderzając z trzaskiem o ścianę. Zamilkła, otwierając oczy i kierując wzrok w stronę wyjścia. Strzała świsnęła jej tuż nad głową. Czarna istota wydała z siebie przeciągłe wycie, po czym zwaliła się ciężko na ziemię. Z rany na jej piersi powoli sączyła się krew. Przerażona Lamiel poderwała się z ziemi i rzuciła w kierunku drzwi. Wybiegając, potrąciła strażnika z kuszą w dłoni. Krzyknął coś do niej gniewnie, grożąc jej ręką. Jednak tego nie mogła już zobaczyć. Biegła przed siebie, bogato urządzonym korytarzem. Oczy zaszły jej łzami. Minęła kilku nerwowo pokrzykujących strażników, kierujących się w stronę jej komnaty. Biegła dopóki ból w boku nie zmusił jej do zatrzymania się. Z trudem łapała oddech. Zawroty głowy sprawiały, że cały korytarz zdawał się kołysać niczym statek na pełnym morzu. Coraz trudniej było jej utrzymać się na, drżących z wysiłku i nerwów, nogach. Światło, wypływające zza uchylonych drzwi na końcu korytarza kusiło swoim ciepłym blaskiem. Podpierając się o ścianę podeszła do źródła jasności. Ostrożnie zajrzała przez szparę. Dojrzała długie stoły zastawione półmiskami z napoczętym jadłem i pustymi dzbanami. Na ścianach pomieszczenia zawieszone były liczne noże, chochle i inne przybory kuchenne. Wślizgnęła się ostrożnie do pomieszczenia. Było delikatnie oświetlone przez wciąż tlące się palenisko, zajmujące prawie połowę jednej ze ścian. Przysiadła na krańcu pobliskiej ławy, wpatrując się w rozżarzone węgle. Przeklęta... To jedno słowo pojawiło się w jej głowie, rozkwitając z niepokojącą intensywnością i wkrótce całkowicie dominując jej myśli. Cały jej świat objęła ciemność. Była przeklęta. Dlatego tkwiła w tym miejscu, dlatego ukochany Eden ukazał jej się spowity w mroku. Pierwszy dzień w otchłani już przywiódł ją na krawędź szaleństwa. Nie tego chciała. Nie tak wyobrażała sobie przyszłość, gdy stanęła po stronie buntu. Nagły szelest dochodzący gdzieś z tyłu, przerwał jej rozmyślania. Obróciła głowę w kierunku, z którego dochodził dźwięk. Napotkała spojrzenie, wpatrujących się w nią czarnych, wyrażających pustkę oczu. Należały do siedzącej pod ścianą postaci, odzianej w czarny, prosty strój. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Otuliła się cienkimi, pergaminowymi skrzydłami, zdobionymi delikatnymi smugami wszystkich barw tęczy. Lamiel nie była w stanie powiedzieć jakiej płci jest to stworzenie i czym w ogóle jest. Było w nim coś z anioła, jednak było zbyt eteryczne, nienamacalne. Istota poruszyła głową, okalaną długimi, srebrnymi włosami, ani przez chwilę nie odrywając wzroku od Lamiel. -Czemu się lękasz, odprysku Jasności? Lamiel drgnęła słysząc delikatny, brzmiący niczym tysiące rozedrganych dzwoneczków, głos. -Widzę w twoich oczach strach. Czemu się lękasz, aniele? – zapytała ponownie istota. Zapadła irytująca cisza. Anielica spuściła wzrok, czując na sobie to wręcz przytłaczające spojrzenie ziejących pustką oczu. Istota zdawała się czekać cierpliwie na odpowiedz. -Ja...- szepnęła po dłuższej chwili Lamiel i od razu przerwała zdziwiona tym, jak słabo brzmi jej głos. -Nie. – odezwała się nagle tajemnicza postać. – Nie o harpię pytam. Są nieszkodliwe. Nie zrobiła by ci krzywdy. Wystarczyło zamknąć okno. -Harpię? Skąd to wiesz? -Widzę to w twoich oczach. Widzę Eden spowity mrokiem. Miałaś sen... Tak. To ten sen cię tak przeraził. Sny są jedynie odzwierciedleniem duszy, a nie rzeczywistością. Myślisz, że jesteś przeklęta? Nie masz pojęcia co to znaczy. Sama się przeklęłaś... Lamiel poczuła delikatne ukłucie strachu. -Kim ty jesteś? Istota po raz pierwszy wygięła swoje kształtne usta w czymś co można by uznać za uśmiech. -Pierwszym stworzeniem Naszego Pana. Wężem. Kusicielem. Anielica spojrzała ze zdziwieniem na istotę. Coś