Sanatorium
Czuję rosnącą kluchę w gardle. Kiedy docieram do stosów schnącej tarcicy, uderzam jakby w barierę emocjonalną.
Z samotności przenikającej do szpiku.
– No gdzie jesteście? – pytam ze łzami w oczach. – Musimy trzymać się razem.
Biegnę z powrotem.
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora