Samotny lot
Wiedział, że wszyscy siedzą teraz w wieży i że słyszą go na głośniku… ona też tam jest…
Zaczął nucić piosenkę… taką romantyczną, o grajku, który miał gra na fujarce i bębenku…
- Muszę wylądować! Cały i w jednym kawałku! – pomyślał nagle spoglądając na instrumenty.
Pomiędzy wysokościomierzem i sztucznym horyzontem, przypięte było zdjęcie Susanne. W czarnej długiej sukience i delikatnej narzutce. Była piękna. Jak zawsze.
- Dla Ciebie wyląduję. Uda mi się – wyszeptał
- Wiem – usłyszał gdzieś w głowie jej głos
- Skręć na 270 i kontynuuj. Over – usłyszał ponownie przepisowe polecenie .
Zmienił kurs i ciągle się zastanawiał skąd pani Halina umie tak prowadzić? Skąd!!!???
- Kurs 270, wysokość 75. Over – zameldował.
Po kursie zorientował się, że powinien być gdzieś nad łąkami przed lotniskiem.
- Czyli jestem za wysoko by lądować – pomyślał
- Zejdź do 50. Over – usłyszał
Ledwie wysokościomierz ustabilizował się gdy usłyszał:
- Nad lotniskiem widoczność się poprawia. Obecnie ponad 100.
- Zejdź do 20. Over.
Przeszedł! Wysokościomierz pokazywał 15!
- Mam 15. Over – zameldował
Po drugiej stronie kompletna cisza.
- Misiek wracaj – usłyszał gdzieś w głowie.
- Powinieneś widzieć.. – nie dokończył głos z wieży
Zobaczył litery wypisane białym wapnem na trawie.
- Widzę markery! – wykrzyknął
Powoli rozpoczął podchodzenie. Metry uciekały. Coraz niżej i niżej.
Prędkość spadła i otworzył klapy.
Powoli, powoli…
Uderzenie było nagłe i gwałtowne. Hamulec! Odruchowo przestawił dźwignię. Odgłos wyrywanego skrzydła był tym co pamiętał ostatnie…
Gdy się budził, słyszał okrzyki. Radosne okrzyki.
Otworzył oczy i zobaczył wszystkich dookoła. Leżał na noszach.
- Nie wstawaj – usłyszał głos Suzy i zobaczył ją.
Wcześniej stała za jego głową i jej nie widział. Zobaczył też podchodzącą panią Halinę.
Z biku leżał jego Pirat. Bez prawego skrzydła, rozbity dziób i owiewka.
- Dlaczego przyziemiłeś z wysokości 5 metrów? – Zapytała pani Halina, gdy stanęła obok noszy
- Wskazywało prawie zero. – powiedział Bob
- Przed chwilą patrzyłem i masz źle skalibrowane zero. – rzucił mechanik „Ginger”. – dałeś się uwieść pogodzie i zapomniałeś o kalibracji.
- Pani Halino – zapytał niepewnie – skąd pani tak dobrze zna procedury kontroli?
- Wiesz… - zaczęła powoli – kiedyś tam, dawno temu, to była moja praca… ostatni lot jaki prowadziłam, to był lot Kazika…
Uścisnął ją mocno za rękę. Uśmiechnęła się.
- Wracam do kantyny. – powiedziała wciąż się uśmiechając – wszyscy potrzebują teraz mocnej kawy
Susanne nachyliła się nad nim. Pogłaskał go po czole i mocno pocałowała.
- Nigdy więcej mi tego nie rób – powiedziała – bo cię uduszę
- Nigdy – przyrzekł i wpatrywał się w brązowe kochające oczy oraz rozsypujące się kruczo-czarne włosy, w których mieniło się słońce.
Na niebie nie było ani jednej chmurki.
Idealna pogoda do latania.