Samael
ojego żartu. Łukasz zaczął sięgać po komórkę. Kiedy włożył rękę do kieszeni poczuł silne uderzenie w bok. Jedne z napastników kopnął go, chłopak skulił się pod naporem ciosu. Poczuł kolejne, ciemne typy zaczęły go kopać nie patrząc gdzie. Kilka razy nawet dostał w głowę. Kiedy ból zaczął paraliżować Łukasza, najwyższy i najbardziej barczysty z typów pochylił się i wyciągnął z kieszeni ofiary telefon.
- Ale badziewie. Tego nikt nie kupi. – Cisnął telefonem w krzaki – Dostaniesz za to.
Napastnicy ponownie zaczęli zasypywać leżącego chłopaka gradem mocnych kopnięć. Przy jednym z uderzeń w głowę tracił przytomność. Zakapturzeni gości jeszcze chwilę go kopali, ale widząc, że się nie rusza odeszli śmiejąc się w głos.
Nieprzytomne ciało Łukasza leżało w kałuży. Chłopak zdawał się być martwy. Z nosa i ust leciała mu krew. Leżąc tak czuł jak ucieka z niego życie. Jednocześnie poczuł jak z miejsca gdzie zaatakował go kruk rozchodzi się ciepło po całym jego ciele. Wszystkie latarnie oświetlające park zgasły. Bluza na nim zaczęła płonąć. Pod strzępami płonącego materiału, na skórze Łukasz pojawił się znak. Było to pięć punktów, dwa na ramionach blisko szyi, jeden na dole na środku placów i dwa po bokach na wysokości łokci. Chłopak czuł jak wracają w nim siły. Coś kazało mu wstać, zrobił to. Ogarnęło go straszne uczucia, z jednej strony czuł jak uchodzi z niego duch, z drugiej zaś jak jakaś nieznana siła wstępuje w niego. Na plecach od punktów zaczęły wychodzić linie łącząc wszystkie elementy w znak pentagramu. Powstały dwie obręcze wokoło pięcioramiennej gwiazdy tworzące pierścień W jego obrębie przy każdym rogu pojawiły się symbole. Ostatnim etapem było pojawienie się głowy kozła w pentagramie. Cały symbol wyglądał jak świeżo wypalony. Gdy chłopak rozłożył ręce i wydał ostatnie tchnienie, na znaku pojawił się napis „Samael”, wieńczący pieczęć anioła śmierci. Ciało nadal stało nie ruchomo. Delikatnie zaczęło się unosić. Bił od niego jakby blask, jednak to nie było to. Ciało nie jaśniało, to wszystko wokoło pociemniało, mimo że to była noc. Na chwilę cały świat pokrył całkowity mrok. Nagle ustał wiatr, wszystko wokoło zamilkło. Świat zatrzymał się na chwilę w miejscu. Ciszę rozerwał głos dochodzący znikąd. Był to dźwięk nie zrozumiały dla ludzi, jakaś moc wyższa.
Samael leżał z twarzą w kałuży, tak jak ciało, w którym się znajdował zostało porzucone przez swojego poprzedniego właściciela, Łukasza. Bluza była na swoim miejscu, zakrywała pieczęć upadłego anioła z kręgu Serafów. Pierwszymi odczuciami jakich demon doświadczył w swoim nowym wcieleniu była wdzięczność i nienawiść. Był wdzięczny ciemnym typom, że uwolnili go poprzez zabicie Łukasza. Jednak czół również nienawiść, nienawiść do całego świata i wszelkiego życia. Teraz kiedy został uwolniony jego żądza mordu i krwi wzrosła. Wreszcie po tak długim okresie zniewolenia w piekle będzie mógł ją zaspokoić. Podniósł wzrok i rozejrzał się wokoło. Lampy znowu świeciły. Wszystko wróciło do porządku jaki panował w tym miejscu przed jego przybyciem. Demon usłyszał nad sobą trzepot skrzydeł i na jego ramieniu wylądował wielki czarny kruk.
- Poproszę jakąś flaszeczkę, albo i dwie. – Łysy typ stał przed sklepem monopolowym trzymając w ręku portfel Łukasza. Śmiał się szyderczo do młodej ekspedientki, która dziękowała Bogu za kraty w drzwiach dzielące ją od tego typa – Ile będzie wódki za sto dwadzieścia złoty? Tylko jakieś taniej.
Kawałek dalej stali jego trzej koledzy. Jedne z nich przykucnął i maczając chusteczkę higieniczną w kałuży starał się zmyć resztki krwi z butów.
- Jebany gówniarz, upierdolił mi buty!
- Za sto dwadzieścia będzie sześć półlitrówek. Podać? – Ekspedientka pochyliła się nad małym okienkiem za kratami.
- Dawaj paniusiu. Dzisiaj szalejemy. – Łysego nie opuszczał dobry humor. Zapłacił za alkohol i wziął od ekspedientki siatkę z butelkami – Chłopa