Rzepy
ne, nie zmieniane od dłuższego czasu ubranie oraz klejące się z brudu dłonie dawały świadectwo sposobu, w jaki spędził kilka ostatnich tygodni. Wycieńczony, zaczął powoli czołgać się w kierunku lodówki, by napełnić pusty, zmaltretowany żołądek. Gdy był już w korytarzu i zobaczył drzwi łazienki, przez głowę przebiegła mu myśl, do której kiedy mieszkał z matką, nigdy by się nie przyznał. Zresztą, nawet teraz odepchnął ją od siebie brutalnie, ale ta zaraz powróciła z jeszcze większą siłą i intensywnością. I tak kilkakrotnie. Przez moment toczył z nią nierówna walkę, aż w końcu poległ.
- Pasowało by się wykapać – mruknął pod nosem, nie dowierzając, że słowa te przeszły mu przez gardło.
Nie wierzył też, że naprawdę tego chciał. Jednak każdy, najmniejszy nawet fragment ciała, błagał o prysznic, swędząc niemiłosiernie. I Piotrek zamiast do lodówki, gnany jakimś niezrozumiałym instynktem higienozachowawczym, pomimo wycieńczenia popędził na czworakach do łazienki. Kiedy poczuł na skórze zimne, śliskie płytki, ogarnęło go dziwne uczucie spokoju. Położył się na nich krzyżem i przez chwilę wciągał nosem intensywny zapach mydła, dolatujący od strony kabiny prysznicowej. Wcześniej nienawidził tego aromatu, teraz jednak zapałał doń szczerą miłością. Pragnął delektować się nim, otoczony gęstą, białą pianą, niczym Rolling Stonesi w teledysku do piosenki „Its only Rock and Roll”. Ignorując potworny ból mięśni zrzucił z siebie ubranie i z wysiłkiem wtoczył się pod natrysk. Nagle zauważył coś dziwnego na skórze pomiędzy palcami stóp. Jakieś czarne narośle, przypominające miniaturowe kalafiory. Początkowo wystraszył się, jednak po chwili wzruszył ramionami. Nie zdejmował skarpetek od tygodni, więc to pewnie nagromadzony przez ten czas brud. Napluł na palec i zaczął trzeć te brokułowate polipy, które w kontakcie ze śliną jęły niemiłosiernie piec.
- Kurwa mać!!! – wrzasnął przerażony, dmuchając intensywnie na podrażnione miejsce.
Ze złością złapał leżącą na półeczce gąbkę i wylał na nią nieco mydła w płynie. Następnie jął intensywnie szorować ugnojone stopy, jednak narośle nie znikały. Paliły za to żywym ogniem, a co gorsza, przybywało ich. Piotrek spanikował. Zaślepiony bólem, po omacku odkręcił pierwszy z brzegu kurek. Strumień lodowato zimnej wody oblał pokryte parchami ciało. Ból przybrał na sile, a namnażające się z coraz większą prędkością, twarde niczym skorupa bulwy, dotarły do kolan powodując ich zesztywnienie. Oszalały z przerażenia Piotrek zrozumiał, że te diabelstwa pączkowały w kontakcie z wodą. Podjął desperacką próbę zakręcenia kurka, jednak był to daremny wysiłek. Narośle pokryły już ręce, uniemożliwiając wykonanie jakiejkolwiek czynności. Załamany, usłyszał w głowie głos matki: „Zobaczysz, kiedyś wyrosną ci takie rzepy, że nigdy ich nie doszorujesz!”. Przypomniał sobie, jak przytulała go gdy był mały, jak wycierała mu obsraną dupę i myła pochlapane kaszką ciałko. W ostatnim przebłysku świadomości zapragnął wrócić do domu, paść przed nią na kolana i błagać o wybaczenie. Wiedział jednak, że to niemożliwe, że zdechnie tutaj zżarty przez te cholerne, mordercze kalafiorki. Żal ścisnął mu serce, a ogromne łzy pociekły po toczonych rzepem policzkach i zmieszały się ze strumieniem śmiercionośnej wody, której zawsze tak nienawidził.
- Wybacz mamo… - wyszeptał jeszcze nim skonał.
EPILOG
Wujek Roman wrócił do domu po trzech miesiącach. Przeżył szok, gdy w łazience znalazł stertę ludzkich kości. Na podstawie badań genetycznych zidentyfikowano je jako należące do jego siostrzeńca, jednak lekarze nie potrafili stwierdzić co było przyczyną zgonu. Ostatecznie przyjęto wersję, że chłopak pod wpływem zimnej wody dostał zawału, a do ciała dobrały się szczury. Kilka dni później sąsiedzi zaw