Rozpuszczalny
ło pogładził R po głowie.
- Nic nie rozumiem...-wyszeptał.- Nie zostawię cię z tym. Nie martw się...
- Żebym tylko nie zrobił więcej głupot... wiesz, potrzebuję, żebyś mnie przypilnował. Aż sytuacja się uspokoi. Nie chciałbym wrócić do Zacisznych Wzgórz...
- No już dobrze... obiecuję, że nie wrócisz. Rozluźnij się...
Pzez okno trzy pary oczu-nieoczu łapczywie wpatrywały się w smutną parę. Odnotowały gwałtowny wzrost czułości z obydwu stron.
W piwnicy młoda sąsiadka jeszcze nie zamieni się w Panią Wiosnę, tak, jak wymyślił sobie R. Potrzebowała jeszcze trochę czasu, by zakwitnąć. Ale spokojnie, on już ją przeprowadzi przez wszystkie pory roku. Z finezją i kunsztem.
A huragan rozszalał się na dobre.
* * *