Rozpuszczalny
godzina. Rzucił się na szezlong w salonie, dorwawszy uprzednio anielską flaszkę. Trunek, który pił wcześniej, pozwolił mu zatracić odczuwanie smaków, więc nieufność znikła do końca. Wydawało mu się, że wziął do ust pierwszy łyk, gdy z zamyślenia wyrwał go pełen pretensji dźwięk dzwonka. R podniósł się niespiesznie. Coś potoczyło się po puszystym dywanie. Schylił się. Nie byl w stanie uwierzyć w to, co zobaczył. Była to pusta butelka z aniołem na etykiecie. A do drzwi ktoś zaczął dobijać się głośniej. Potykając się, R w końcu otworzył. Zmierzch zapadł już dawno, a w progu stał jego oczekiwany gość. M miał prawo być zirytowany.
- Ej, świrze, co się z tobą dzieje?! Dobijam się chyba od pół godziny, próbowałem nawet zadzwonić na ten domowy numer, ale jeszcze nie włączyli, dziwne... No nic... niechże ci się przyjrzę... jak widzę, nie poczekałeś na mnie z parapetówą... trudno...
- Przepraszam, mógłbym coś wtrącić?- R był zdezorientowany- Która jest właściwie godzina?
M podejrzliwie zmrużył oczy. Zaczął szukać w powierzchowności przyjaciela jakichś śladów kiepskiego żartu.
- No wiesz, miałem przyjść o dziewiątej... to jestem. Tyle, że zanim mi otworzyłeś, miałem ciężką przeprawę z twoimi sąsiadami, kobieta z naprzeciwka pytała mnie czemu się awanturuję, i czy nie widziałem, żeby jej córka od ciebie wychodziła. Więc, jest już za piętnaście dziesiąta. Ale mam nadzieję, że nasze plany wciąż aktualne...?
A swoją drogą... czyżbyś się przerzucił na dziewczynki? I to niepełnoletnie? Hahaha...
R zgromił gościa wzrokiem. Ale nie umknęła jego uwadze wzmianka o zainteresowaniu sąsiadki...
- Oczywiście, aktualne, Złotko, ale najpierw chodź ze mną na dół, coś ci pokażę...
* * *
-Trzeba będzie coś zrobic z matką- zaczął M, ale R położył mu palec na ustach. Uśmiechnął się tajemniczo.
- Ćśś... jeśli zaczniemy tak o tym wszystkim mysleć, to wkrótce trzeba będzie zrobić coś z całą dzielnicą. Potem z całym miastem... potem całym stanem... i tak dalej. Znajdziemy dyplomatyczne wyjście z sytuacji.
- Gdybyś nie miał tych swoich...-M przełknął ślinę- a r t y s t y c z n y c h zapędów, nie mielibyśmy ciągle tych problemów. Tak, wiem, tłumaczyłeś mi już kiedyś, skoro musisz... ja to uszanuję. Tak, możesz mi jeszcze nalać szampana.
- Boże, jak mi ciebie brakowało, stara zrzędo...
- Tylko nie stara... a tak poza tym, byłbym wdzięczny, jakbyś mi wytłumaczył, co się z tobą działo przez ten czas, gdy dobijałem się do domu.
- Nie przejmuj się, przepraszam... przygotowałem klucze dla ciebie, już nie będziesz się tak musiał dobijać.
-Ale odpowiedz mi na pytanie.
R zamyślił się. Nie pamiętał, aby działo się cokolwiek. Pamiętał ten łyk pociągnięty z aniołka, potem już tylko uporczywe dzwonienie do drzwi.
- Skąd masz tę butelkę? A... znalazłeś w barku...- M aż złapał się za głowę. Po tobie bym się takiej nieostrożności nie spodziewał! No, dobrze, już nic nie mówię...
* * *
-Wziął do ręki butelkę. Tak. Przyssał się do niej i pił bez opamiętania, pamiętam. Nie zauważył nas? A nawet jeśli, to co z tego wynika? I co było dalej? Wtedy ty wkroczyłeś do akcji. Czas zaczął wreszcie naprawdę płynąć. Uwolnił nas. Ile czasu musimy go tu jeszcze znosić?
- Nie wiem... Jeszcze sprowadził tu swojego kochasia... teraz mamy na głowie dwóch.
-Damy radę?
-Damy...?
-...?
- Dobrze więc. Póki śpi, rozejrzyjmy się po okolicy. Ciekawe, jak dużo się zmieniło...
* * *
Nagle R zaczął płakać. Nie umiał tego pohamować. Nie rozumiał, czemu płacze. Równocześnie za oknem rozpętała się ulewa. Wzmógł się, spotykany w tych stronach wicher. M nieśmia