Zapomnij o Niej
Chce zapomnieć o tym, kim byłam. Chce porzucić swoją tożsamość. Imię. Nazwisko.
Życie, jakie dotychczas prowadziłam. Otoczenie. Znajomych. Świat, w którym egzystowałam. Ścigającą mnie uparcie przeszłość i jeszcze bardziej depresyjną teraźniejszość.
To, co kochałam i tego, co równie mocno nienawidziłam. Czego pragnęłam i o czym skrycie marzyłam. Do czego dążyłam i o co walczyłam…
Chce upchnąć wszystkie wspomnienia na samym dnie swego serca, a to zakopać na najbliższym wysypisku pośród miliona innych anonimowych resztek dawno utraconych marzeń i rozwianych złudzeń.
Świadomie odrzucam empatię oraz wrażliwość. Z absolutną premedytacją zabijam zdolność przeżywania jakichkolwiek emocji. Celowo wyzbywam się wszelkich uczuć…
Specjalnie zręcznie otępiam po kolei każdy ze zmysłów, aby wreszcie nie widzieć, nie słyszeć, nie czuć ani nie doświadczać już - kompletnie niczego.
Perfidnie dobijam szamoczące się jeszcze resztki wzgardzonej dobroci oraz miłości bezceremonialnie wyszarpując je ze zgliszczy cielesnej powłoki.
Bezpowrotnie niszczę jeden po drugim... Te żałosne strzępki ideałów, wartości i zasad… Raz na zawsze unicestwiam całe otaczające mnie piękno.
Wyrzekam się bliskości...
Dobrowolnie odbieram sobie prawo do człowieczeństwa, ale również nieodwołalnie skazuję na wieczną banicję oraz nieodwracalną jałową egzystencję w miejscu odosobnienia dla elementów do mnie podobnych.
Osobników pozbawionych najważniejszego, jedynego, kluczowego sensu istnienia…
Z nikąd nie było wsparcia, choćby jednego ciepłego słowa podnoszącego na duchu. Tak potrzebnego i wyczekiwanego pocieszenia. Nie usłyszałam od najbliższych : „Poradzisz sobie”…
Kazali mi po prostu zapomnieć. Wymazać i utopić gdzieś, lata pasji, poświęceń, potu, łez, euforii… Mrzonek o cudownej przyszłości wypełnionej realnymi snami. Często doścignionymi snami. Niejednokrotnie byłam bohaterem własnych marzeń. Kończąc parkur bez zrzutki, mknęłam na grzbiecie mojej przyjaciółki po kolejne flo. Nie to jednak się liczyło. Nic nie było ważniejsze od naszego kolejnego wspólnego sukcesu. Przekroczonej granicy. Zdobytego wspólnie szczytu. Mocnej, szczerej, niczym nieobwarowanej więzi…
Kazali mi to zostawić: „ Zajmij się czymś innym. Szkołą, pracą, dalszą edukacją, czymkolwiek… Na co tylko masz ochotę, aczkolwiek najlepiej, by było, gdybyś się nareszcie usamodzielniła”.
Dryfując w morzu ogólników i złotych rad, próbuję się pozbierać. Ułożyć od początku mój malutki domek z kart, który został rozwiany przez huragan rozgoryczenia, smutku i zawodu. Obiecałam sobie nie myśleć, ani nie rozpamiętywać za dużo. Nauczyć się zapomnieć… Zaleźć nowe zajęcie, inne fantastyczne hobby, które skutecznie odciągnie moją uwagę. Zapewni, choć odrobinę spokoju i komfortu psychicznego, pozwoli na zaczerpnięcie głębokiego oddechu, otrząśnięciu się z marazmu i wszechogarniającej niemocy. Najtrudniej jest po prostu wrócić do życia. Nadać mu inny rytm, znaleźć szybko i wdrożyć nowe rutyny, oraz priorytety, schematy.
Jeszcze wiele wyzwań, przeszkód i prób przede mną, ale gdy się rozpędzę, staną się dla mnie, jedynie niskimi płotkami nie godnymi uwagi. Mam duszę wojowniczki i wiem, że wciąż mnóstwo zwycięstw czeka tylko, by po nie sięgnąć.
O druzgoczącej porażce nie potrafię zapomnieć, ale pozostanie ona pierwszą, a zarazem tą ostatnią…
Bo tylko dla Ciebie Dumna wciąż chcę walczyć o siebie ...