Róże w czerni cz-5
- To nie ma znaczenia, w tej chwili naprawdę nie ma – odpowiedziała i znowu się uśmiechnęła.
- Rozumiem – rzekł Artur podnosząc się z miejsca. – Na mnie już czas, jutro czeka mnie ciężki dzień. Zadzwonię do ciebie, co załatwiłem.
- I kiedy ślub – wtrąciła Kinga.
Parsknął śmiechem i rzucił okiem na tekturową teczkę, która leżała tuż obok.
– Mogę zabrać? – spytał.
Pokiwała głową, że tak.
– Tylko uważaj, żebyś nie dostał zawału – upomniała.
- Jest tak źle? – spytał z niepokojem.
- Źle to mało powiedziane, jest jeszcze gorzej jak źle – odparła nieśmiało.
Uśmiechnął się, nie spuszczając z niej wzroku. Po chwili powiedział bardzo spokojnie.
- Nie martw się, Kinia. Jeszcze dzisiaj wszystko przejrzę i zastanowię się, co z tym zrobić, ale na pewno sobie poradzę – pocieszył ją. - Jeszcze potrzebuję twój dowód osobisty, bym wszystko zapiął na ostatni guzik.
- Nie ma sprawy – odpowiedziała.
Wyjęła z torebki dowód osobisty, podała Arturowi i odprowadziła go do drzwi. Artur żegnając się z nią, patrzył na jej miękkie rozchylone usta. Najchętniej, by ją pocałował, ale zwyciężył zdrowy rozsądek.
Jadąc samochodem – czuł się jakoś dziwnie. Nigdy wobec żadnej kobiety, nie był tak skrępowany jak przed tą dziewczyną. Uważał ją za kogoś wyjątkowego, osobę o wielkiej kulturze osobistej oraz niespotykanej inteligencji. Inteligencji nie tej nabytej, lecz wrodzonej. Zakładał z góry, że dziadkowi na pewno przypadnie do serca i pokocha ją jako żonę swojego wnuka. Zastanawiał się jednak, dlaczego nie jest w jego typie. Nie jest chodzącą pięknością, ale nie jest też brzydka. Jest naturalna, lekki makijaż, podkreśla delikatne rysy jej twarzy. Na pewno, ciągle wygląda jednakowo. Czy wstanie z łóżka, czy wyjdzie z wanny, zawsze jest świeża i pachnąca balsamem. Jednak jest coś, czego nie potrafił zrozumieć. Dlaczego ona ma takie bardzo smutne oczy? Oczy jakby zamglone łzami, w których tkwi żal wielkiej tęsknoty. Przypomniał sobie dziewczynkę, którą przywieziono do bidula. Miała taki sam wyraz oczu, a jej spojrzenie, pełne było buntu i żalu. Pomimo że nigdy nie płakała, ale jej niebieskie oczy szkliły się od łez. Musiał przerwać wspomnienia, bo właśnie podjechał pod swój dom. Zatrzymał samochód, wysiadając z niego, obrzucił wzrokiem okna, z których dochodziły głosy ostrej dyskusji. Z niektórych dość głośna jak na tą porę muzyka, tu i ówdzie było słychać włączone telewizory, które zagłuszały rozmowy przeplatane wrzaskami zmęczonych dzieci. Wolno przekręcił kluczyk w drzwiach samochodu, sprawdził czy dobrze zamknięte i skierował się wolnym krokiem do windy. Czuł się przygnębiony jak nigdy dotąd, a jego myśli błądziły tylko wokół Kingi. Po tej krótkiej rozmowie był pewien, że Kinga to uczciwa dziewczyna, bez skazy oraz wyrafinowania. Zastanawiał się czy nie zawrócić, by z nią jeszcze raz szczerze porozmawiać. Może się rozmyśli i zrezygnuje z tego absurdalnego ślubu? Przecież, chociaż się rozejdą, Kinga nie będzie już panną tylko rozwódką. Roześmiał się na skutek chwilowej rozterki, bo przewagę wziął rozsądek, kiedy przypomniał sobie, dlaczego to robi. A ja? Co będzie, ze mną? Będę żył nadal w samotności i bez miłości – odpowiedział na swoje pytania. Wchodząc do mieszkania, spojrzał na mały czarny krzyżyk wiszący nad drzwiami, a jego nieposłuszne myśli znowu wróciły do Kingi. Chwilę popatrzył na ukrzyżowanego Zbawiciela. Chwycił się za klatkę piersiową i wypowiedział słowa płynące prosto z serca. - Przysięgam. Nigdy w życiu cię nie skrzywdzę, a moja wielka przyjaźń przetrwa do końca moich dni. Pomogę ci wyjść z wszystkich problemów, w których się znalazłaś i będę czuwał, żebyś już nigdy nie popełniła podobnych błędów. Jutro jeszcze raz, omówimy wszystko z najmniejszymi szczegółami, by nic nie uszło naszej uwadze i żebyś nie pomyślała, że chcę twojej zguby. Chwycił słuchawkę, wystukał numer i w napięciu czekał, kiedy usłyszy jej głos.