Rozdział II
Druga część sreii opowiadań pt. "Studnia bez dna". Pierwsza częć: http://www.granice.pl/opowiadania,rozdzial-i,5248,1
Po kilku dniach poinformowali całą rodzinę o tej tragedii, ustalili dzień i miejsce pogrzebu oraz uzgodnili, że nie zmienią miejsca zamieszkania. Ostatnie dni były ciche. Nie odzywali się w ogóle do siebie. Każdy z nich sam musiał poradzić sobie ze stratą. Widać było, że Marek bardziej to przeżywał, ale nie ma się czemu dziwić, bo po dwudziestu czterech latach wspólnego życia tak jest. Łukasz jakoś się trzymał, ale na pewno to wydarzenie odciśnie na nim piętno. W szkole był traktowany tak, jak wcześniej. Nikt nie współczuł jemu albo okazywał innych uczuć. Było tak, jak kiedyś. Troszkę się cieszył, że nie słyszy: "To smutne, współczuję" albo "Moje kondolencje", ale z drugiej strony liczył na odrobinkę zainteresowania, aby przez kilka sekund nie był wyalienowany. Odrzucenie rówieśników zaczęło się już w podstawówce. Łukasz był wtedy z Martyną. Przez ponad pół roku byli ze sobą, ale jej koleżanka zaczęła go podrywać. Łasiła się, przytulała, kupowała batoniki itp. Chłopiec nabrał się na to i odrzucił wcześniejszą dziewczynę, na tą. Nowa "kobieta" od razu rzuciła go. W ten sposób został sam, grono jego kolegów i koleżanek ze szkoły szybko zmalała. Gdy był bardziej dorosły, stał się nonkonformistą. To spowodowało wyalienowanie przez klasę oraz osoby spoza niej. Postanowił, że się nie załamie i więcej czasu poświęcał na czytanie książek oraz naukę. Teraz wszystko się zmieniło. Potrzebuje z kimś porozmawiać, wygadać, wypłakać. Z ojcem nie może tego zrobić, bo on jest na skraju załamania. Teraz wie, że stwierdzenie: "Jeśli umiesz liczyć, to zawsze licz na siebie" jest prawdziwe.
- Obiad! - krzyknął Marek, kończąc zarazem rozmyślania chłopca. Wstał z łóżka, przetarł oczy chusteczką, aby nie było widać, że płakał i, udał się do jadalni.
Humor poprawiło mu danie, które zaserwował jego tata. Były to naleśniki z bitą śmietaną oraz dżemem truskawkowym. Było to jego jedno z ulubionych potraw, ale zdziwiło go, skąd o tym wiedział.
Jedząc, spoglądał na swojego rodziciela. Widział, jak drży jemu ręka i, niespokojny czyta gazetę.
- Ładna dziś pogoda - podjął temat Marek, bo krępowała go już ta cisza.
- No - odpowiedział niezainteresowany Łukasz.
- Jak było w szkole?
- Znośnie - znów rzucił od niechcenia, czym bardziej wkurzał osobę siedzącą naprzeciwko.
- Czy nie możesz normalnie odpowiedzieć?!
- A czy nie możesz zadawać normalne pytania?!
- Dobra, skończmy, bo dojdzie do kłótni.
- Ale niby czemu mamy skończyć?! Ja mogę dalej mówić! No, proszę, zadaj jakieś pytanie! - odczekał chwilę. - Zadaj!!!
W międzyczasie jego ojciec wstał z miejsca i poszedł do swojego gabinetu.
Czy ten gówniarz nie rozumie, że mi tak samo, jak jemu jest ciężko? - mamrotał sam do siebie, zasiadając się wygodnie w fotelu wykonanym ze skóry. Dostał go od Ś.†P. żony, gdy zaczynał pracę w kancelarii adwokackiej. Zadzwonił telefon. Spojrzał na wyświetlacz: Ania. Czego ona chce? - pytał sam się. - Przecież mówiłem jej, że nie dam rady być na jutrzejszej rozprawie.
- Halo? - rzuca nonszalancko.
- Cześć. Mam sprawę, czy będę mogła przyjść dziś do ciebie tak około szóstej, bo musimy pogadać o raporcie, który dostałam. Są w nim błędy.
- Okej. Mój syn miał dziś iść do kina z dziadkami a potem na zakupy, więc nikt nie będzie nam przeszkadzał.
- Dobra. Do zobaczenia.
- No, hej.
Znudzony zaczął przeglądać papiery i, szybko pisać na komputerze, aby zdążyć przed przyjściem koleżanki. Totalnie stracił poczucie czasu. Gdy skończył była siedemnasta trzydzieści. Nie zauważył nawet, że jego syn już wyszedł. Szybko poszedł do lodówki i, zobaczył czym dysponuje. Po chwili namysłu stwierdził, że poda naleśniki. Skończywszy smażyć, zostało jemu jeszcze dziesięć minut. Zmienił strój i, czekał na gościa.