Rozdział 2
Berenika do dziś pamięta, jak zareagowali jej teściowie widząc ją. Przyjechali do nich po czterech latach znajomości. Andrzej koniecznie chciał, by poznała jego rodziców. Ona, mimo obaw zgodziła się. Jednak stało się tak, jak przewidywała. Byli uprzedzeni. Uważali, że dziewczyna z domu dziecka, nie może mu nic zaoferować. Rozumiała to. Chcieli dla swojego jedynego dziecka, jak najlepiej.
Natomiast Andrzej był nieustępliwy. Zakomunikował rodzinie, że jeśli chcą utrzymywać z nim kontakt muszą ją zaakceptować. Nikt nie miał prawa głosu. Postawił wszystko na ostrzu noża. Albo on wraz z nią, albo w ogóle. Jaki mieli wybór? Nie chcieli stracić syna. Zaakceptowali, więc przyszłą synową. Dziewczyna, mimo wszystko czuła, że to tylko pozory.
Nadszedł czas ich wyjazdu. Wszyscy żegnali się roniąc łzy. Wtedy bowiem matka Andrzeja zaczęła się krztusić. Wszyscy zdębiali. Tylko ona zachowała zdrowy rozsądek. Stanęła za starszą kobietą i chwyciła ją w pasie, uciskając dłońmi. Po chwili wykrztusiła kawałek cukierka. Od razu zorientowała się, że dziewczyna, którą uważała za podrzutka, uratowała jej życie. Od tamtego momentu ich stosunki się zmieniły. Pokochała Berenikę, jak własne dziecko. Podczas ich ślubu, który odbył się rok temu starała się jej pomóc we wszystkim. Nie słuchała głosów sprzeciwu. Kupiła je najdroższą suknię i oferowała pomoc w czym tylko dziewczyna zechce.
- Miała pani dużo szczęścia - usłyszała, zostając tym samym wyrwana ze wspominania ich wspólnego szczęścia.
- Miałabym go więcej, gdybym umarła zamiast niego – powiedziała, ocierając spływającą po policzku łzę.
- Pani Bereniko, rozumiem, że jest pani źle, ale…
- Nic pan nie rozumie panie doktorze! Nic! Mój mąż nie żyje, a ja leżę tu, żywa! Dlaczego?!
- Bóg tak chciał.
- Jaki Bóg? Jak można tak chcieć. On miał żyć i być ze mną!
- Proszę się uspokoić. To teraz nie wskazane, zważając na stan w jakim się pani znajduje.
- Jaki stan?! Ja nie chcę żadnego stanu! Chce umrzeć i być z nim.
- Rozumiem, ale jeśli chce pani utrzymać ciążę, to musi pani się uspokoić.
- Jaką ciążę?! - dziewczyna zaczęła krzyczeć, lecz po chwili zastygła w dziwnej pozie i spojrzała na niego , jak na kosmitę, który przemówił do niej obcym językiem - C i ą ż ę ? - powtórzyła wolniej, akcentując każdą literkę.
- Tak. Jest pani dokładnie w trzecim miesiącu. Wiem, że okoliczności nie są najlepsze i cierpi pani, ale musi pani postarać się zachować spokój, ponieważ ciąża jest zagrożona. Jak, tak dalej będzie poroni pani w najbliższym czasie - Berenika zamarła. Nie wiedziała, jak się zachować. Chciała się cieszyć, ale nie wiedziała, czy jej wolno.