Rozdział 1
Była już w połowie dużej łąki, kiedy wpadła na jakiegoś mężczyznę. Od razu pomyślała, że to ten bandyta, który wiózł ją samochodem. Szamocząc się błagała o wypuszczenie. W tym samym momencie spojrzała na przeciwnika. Był kimś zupełnie innym. Patrzył na nią zdruzgotany. Jego zielone oczy, jakby ściemniały. Był przystojny, tylko tyle potrafiła stwierdzić, biorąc sytuację w jakiej się znalazła. Jego blond włosy okalały jego czoło wesoło oddając się podmuchom wiatru.
- Proszę, niech mi pan nie robi krzywdy - powiedziała błaganym tonem.
- Co się stało? Ktoś zrobił pani krzywdę?
- Nie. Nie zdążył. Uciekłam, ale mnie goni - W tym samym ułamku sekundy, usłyszeli hałas dochodzący zza krzaków. Po chwili wyłonił się z nich mężczyzna, około trzydziestki, ubrany w czarną skórzaną kurtkę i dżinsowe spodnie. Berenika zaczęła się wyrywać, lecz chłopak nie pozwolił jej uciec.
- Proszę mi zaufać. Nie pozwolę pani skrzywdzić - powiedział, spoglądając jej prosto w oczy. Nie wiedząc czemu zaufała mu. Patrzyła, jak podchodzi do jej napastnika i wymierza mu kilka ciosów prosto w twarz. Kiedy przeciwnik nie miał już siły na walkę, blondyn chwycił go za ramiona jednocześnie, wyciągając przy tym swoją komórkę. Po chwili dziewczyna zorientowała się, że mężczyzna musi mieć coś wspólnego z policją.
Kiedy nadjechał radiowóz i zabrali złoczyńcę, blondyn podszedł do kobiety i powiedział:
- Mam nadzieję, że nie zdążył pani dotknąć? - patrzyła na niego, jak zaczarowana. W mgnieniu oka łzy zaczęły płynąć po jej policzkach.
- Nie, nie zdążył. Dziękuję panu. Gdyby nie pan, on na pewno by mnie dogonił. Boże, co ja miałam w głowie, wsiadając do jego samochodu? - zaczęła mówić potokiem słów, przez strużki łez. Na to mężczyzna podał jej swoją chusteczkę i powiedział.
- Proszę nie gdybać. Najważniejsze, że nic się nie stało. Mam na imię Andrzej, Andrzej Paśnicki - w tym momencie dziewczyna zaniemówiła. Tak przecież ma na imię jej mąż. Zaczęła się budzić. To, co tak przeżywała, to był sen. Sen zawierający wspomnienie z przeszłości. Ostrożnie otworzyła oczy. Ponownie zobaczyła swoich teściów obok swojego łóżka. To, był zły znak.
- Czy to prawda? Andrzej nie żyje? - spytała już spokojniejszym głosem. Nie odpowiedzieli od razu. Dziewczyna uznała to za odpowiedź.
- Wyjdźcie stąd - powiedziała odwracając głowę - Chcę zostać sama.
- Ależ Bereniczko…- zaczęła jej teściowa.
- Mamo, proszę! Chcę zostać sama - po chwili usłyszała, jak wychodzą z pomieszczenia.
Tak więc została sama. Nie miała już swojego męża i azylu, jaki jej stworzył.