Rosalie Moore 2.
- Państwo są z rodziny, tak?
Pokiwali twierdząco głowami.
- Pan jest ojcem dziecka?
- Tak, jestem – Jacob odchrząknął.
- Otóż, dziecko nie spieszy się z przyjściem na świat. Ma słabe tętno. Zadecydowaliśmy, że pańska żona urodzi cesarskim cięciem.
- Oczywiście. Czy to jest bezpieczne? – zapytał mężczyzna, darując sobie poprawkę przy słowie ‘żona’.
- Jenny tak się urodziła – przerwała matka Rosalie i poklepała chłopaka po ramieniu.
Usiedli.
Kiedy lekarz ponownie wyszedł z sali, Jacob zerwał się jak oparzony. Mina doktora nie wróżyła nic dobrego.
- Nastąpiły komplikacje, pańska żona za moment zostanie przewieziona na salę operacyjną.
Słowa odbijały się echem w jego uszach. Poczuł zawrót głowy. Blade twarze bliskich i cichy szloch pani Moore wywoływały jeszcze większe napięcie. Myśli miał różne, jednak pragnął zobaczyć dziecko całe i zdrowe. Rosalie też tego chciała. Utrata owocu ich miłości byłaby nad wyraz bolesna.
- Dzień dobry..
- Michael – pisnęła Jenny z przerażeniem i zaskoczeniem – co tutaj robisz?
- Dowiedziałem się, że Rosalie rodzi. Przyjechałem najszybciej jak mogłem. Co z nią?
Jenny nie odpowiedziała. Michael rzucił okiem w stronę Jacoba. Nerwowo zaczerpną oddechu i zrobił krok w jego stronę.
- Zaczekaj. Pojawiły się problemy, Rosalie jest na sali operacyjnej.
Przeszyło go uczucie gorąca. Westchnął i oparł się o ścianę. Nikt więcej się nie odezwał. Jacob siedział twarzą ukrytą w dłoniach.
- Ojciec dziecka?
- Tak – odpowiedział Jacob roztrzęsionym głosem.
- Przykro mi to mówić – zaczął lekarz oschłym tonem – nastąpił krwotok. Pańska żona nie wybudziła się z narkozy. Pańska córka jest bardzo słaba, ale przeżyje.
Głośny, rozpaczliwy, męski szloch rozniósł się po szpitalnym korytarzu.
Jacob upadł na kolana. Jego płacz przepełniony był cierpieniem. Pękło mu serce.
***
Duże błyszczące oczy, pełne usta, długie pofalowane włosy, kojący głos oraz nietuzinkowa osobowość. Słodkie onieśmielenie, szczera dobroć, bijąca z serca opiekuńczość, dziecinna ufność i całkowita akceptacja bez jakichkolwiek obiekcji.
Rosalie.
‘moja piękna Rosalie’
Rosalie, w której zaszklonych oczach nie zobaczysz już żadnej emocji. Nie poczujesz na policzku jej nerwowego oddechu. Nie muśniesz jej malinowych warg. Nie zobaczysz dobroci w uśmiechu. Nie usłyszysz łagodnego ‘Kochanie..’. Nie odczujesz ciepła, troski, opiekuńczości. Nie chwycisz na spacerze aksamitnej skóry jej dłoni. Już nigdy.
Jacob.
Przepełniony bólem po stracie najważniejszej osoby. Jedynej kobiety, którą kochał. Kobiety, w której oczach zaklęty był cały jego świat.
Mieszkanie miało jej zapach. Jej poduszka nosiła woń złotych loków, porozrzucana na toaletce biżuteria pozostała nietknięta, na lodówce wisiały kartki, przypominające o ważnych wydarzeniach w rodzinie. Każdy kąt przepełniony był śladami jej obecności. To mu pomagało. W tym szukał ukojenia.
Oczy dziecka. Oczy, w których lśniło słońce, księżyc i wszystkie gwiazdy. Błękit nieba, zupełnie jak w przypadku Rosalie. Maleńka kopia. Dziękował Bogu, za ten cud, który trzymał w dłoniach. Efekt prawdziwej, wielkiej miłości.
Michael.
…