Ród Lorenfagów 6 miesięcy wcześniej
6 miesięcy wcześniej...
-Ktoś nas odwiedził- powiedziała Rozalia, gdy razem z Anną wracały konno z lasu. Rozalia zauważyła obcego konia, pasącego się przy wejściu do zamku.
Zsiadły z koni, które powierzyły służbie i weszły do środka.
-Pewnie już dawno obiad zjedli- pomyślała głośno Anna.
Siostry skierowały się do ogromnej sali, która była jadalnią. Anna prawie miała rację. Rodzina była w trakcie obiadu.
-Dzień dobry- przywitały się, gdy tylko dostrzegły gościa. Był to starszy mężczyzna z siwą brodą. Siedział obok ich ojca, Henryka. Podeszły do niego i podały ręce, następnie usiadły na wolnych miejscach przy stole.
-To są moje najmłodsze córki, Anna i Rozalia- przedstawił je w między czasie ojciec dodając: Bliźniaczki.
-Naprawdę?- Starszy mężczyzna nie chciał uwierzyć- W ogóle niepodobne.
Siostry tylko uśmiechnęły się. Służba natychmiast podała im talerze z posiłkiem. Anna zadowolona natychmiast zabrała się za pałaszowanie. Dzisiejszy obiad był o dziwo niecodzienny: pieczeń, kluski i czerwona kapusta. Anna uwielbiała takie połączenie. A wisienką na torcie był sos z pieczeni. Po prostu bomba!
-Bardzo ładne te twoje córki- wyraził uznanie gość- To dobrze, gdy przyszłe królowe są mądre i posiadają niezwykłą urodę.
Anna powstrzymała się przed parsknięciem śmiechem.
-Może niekoniecznie królowe- powiedziała realistycznie- Larenią nie będziemy rządzić, a czy jakiś król lub przyszły król innego państwa się nami zainteresuje, tego nie wiadomo.
-Uważasz, że nie nikt się tobą nie zainteresuje?- zapytał gość.
-Może i się ktoś zainteresuje, ale nie musi być to od razu król- odpowiedziała.
-Z taką urodą nie masz się czego obawiać- zapewnił starszy człowiek i się zaśmiał.
-Nie wiem, może...- Anna częściowo postanowiła mu przyznać rację i się nie kłócić.
Do tej pory nie widziała ani jednego króla. A tato zostanie królem, albo nie. Nie wiadomo.
Najpierw trzeba zjednoczyć państwo.
Zjednoczenie Larenów to pikuś. Władze są im przychylne. Pewnie już niedługo podpiszą dokument o zjednoczeniu i Larenia znów pojawi się na mapach.
Z tym królem może być jednak problem...
Anna jakby rażona piorunem spojrzała na staruszka.
-Czemu pan w ogóle mówi, że możemy zostać królowymi?
Spojrzała jednocześnie na ojca. Powiedział mu?
Staruszek uśmiechnął się znacząco. Twarz Anny wyrażała jeden wielki znak zapytania. I nie tylko jej twarz. Cała rodzina była w szoku.
Tylko oni wiedzieli, z jakiego rodu pochodzą. Nikomu o tym nie mówili, nawet przyjaciołom. Dlaczego ojciec mu powiedział? Przez dwa stulecia strzegli tej tajemnicy jak diamentów w jaskini, która znajdowała się niedaleko ich zamku. Co się stało?
Staruszek chrząknął.
-Te opaski, co macie wszyscy na rękach oprócz waszej matki, to ozdoby takie? Dosyć prymitywne- zauważył, krojąc sobie kawałek pieczeni-- Wszyscy się skaleczyliście w tym samym miejscu?
-To taka tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie ze strony taty- powiedziała powoli Anna, myśląc jednocześnie, że ten człowiek wie, co się pod tymi opaskami kryje.
-Hm... Dosyć dziwna tradycja- powiedział gość, śmiejąc się.
Henryk nie wytrzymał i wyznał:
-Nikomu nie mówiłem, że jesteśmy z rodu Lorenfagów. Sam przyszedł i mi to oznajmił.
-Jak to: oznajmił? Przecież ty to wiesz. Ale skąd on to wie?
-Odpowiedź jest prosta- oznajmił staruszek i odsłonił swój nadgarstek- Widzicie to?
Wszyscy w milczeniu przypatrzyli się widniejącemu na nadgarstku staruszka tatuażowi.
-To też taka tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie od strony mojego ojca.
"Ród proroków Kadaszów" pomyślała Anna w napięciu, rozpoznając tatuaż. Czyżby nadszedł już czas?