Restaurator 9
Dawid pociągnął dwa głębokie łyki i opadł głęboko na sofie nie wypuszczając lekarstwa z ręki. Mebel zaskrzypiał pod jego ciężarem a z dziur po kulach wystrzeliły na zewnątrz sprężyny z nabitym na ostrą końcówkę drutu, białym materiałem wyściółki. Kiwnął na Marcina aby przybliżył się do niego i napełnił szklankę bez pytania o chęć
- Co chcesz z nimi zrobić? - Marcin spytał nieśmiało kręcąc szklanką z niesmaczną miną obserwując wirujący na dnie kolorowy trunek.
Zapytany nie odpowiedział. Pocierał czoło jakby się zastanawiał nad mądrą odpowiedzią ale mógł też nie myśleć w ogóle, pocierał czoło bo go swędziało, przeszkadzał brud i skrzepła krew. Wyciągnął butelkę w kierunku przyjaciela.
- Lepiej się jeszcze napij.
Marcin nieśmiało, z drżącą ręką od nadmiaru emocji podsunął szkło. Wychylił i skrzywił się. Nie dokończył tego co zostało na dnie. Dawid przyjrzał mu się i zagadał zachowując poważną minę.
- Zabawne. - pociągnął dwa kolejne łyki opróżniając do końca butelkę - dla mnie nie ma to już żadnego smaku. Pomóż mi wstać. Chcę iść do łazienki. Lepię się cały. Czuję się tak bardzo… brudny.
Pusta butelka upadła miękko na grubą wykładzinę. Chłopak odstawił niedopitą szklankę i dźwignął zniszczonego człowieka ze zniszczonej sofy. Poszli do łazienki, pomógł mu ściągnąć brudne ciuchy i postawił go pod prysznicem jakby wystawił na dwór, w doniczce obumierające drzewko cytrusowe aby obmył je i ożywił wiosenny deszcz. Woda zaczęła snuć swą usypiającą melodię. Marcin usiadł na sedesie i spoglądając w podłogę wyrzucił z siebie to co chodziło mu cały czas po głowie, musiał to powiedzieć chociaż był pewien, że to nie ma sensu.
- Dawid? Nie lepiej byłoby ich oddać w ręce sprawiedliwości i jutro po prostu wrócić do restauracji?
Pod prysznicem mężczyzna stał oparty dłońmi o ścianę i pozwalał aby strumień spłukiwał syf jaki się do niego kleił od całej doby. Gorąca woda zabierała z sobą tłuszcz, kurz, wyschnięte strupy krwi ale nie potrafiła poradzić sobie z głową. Z mózgu nie chciały wycieknąć chore myśli, bo zaległy głęboko w pamięci. Pytanie wyciągnęło je na wierzch tylko po to aby znalazły się w ustach.
- Marcinie. Nie widziałeś jej twarzy.
Dawid przełknął ślinę i obraz jaki miał w głowie zniknął ponownie w studni bez dna. Co tam wpadło już nie wychodziło, ale ze środka dochodziły głosy i przypominały właścicielowi o każdym drobnym szczególe jaki wrzucił do środka.
Marcin wyszedł i wrócił po chwili, ze świeżymi ciuchami ''pożyczonymi'' od właściciela domu. Dawid wyszedł spod prysznica pozostawiwszy w brodziku brud i zmęczenie, którego wcale nie czuł chociaż miał je wypisane na twarzy. Ubrał się i przeszli do salonu. Restaurator szedł już samodzielnie ale jego kroki były chwiejne, w salonie nagle się potknął i runąłby do przodu gdyby nie Marcin czający się za nim krok w krok i obserwujący go jak troskliwy pielęgniarz, wyprowadzający starca na ostatni spacer po parku.
Przytrzymał go za ramię. Mężczyzna musiał oprzeć się o coś i trafił na wysoki pień, stanowiący oś schodów na piętro. Drzewo był twarde i suche, wydawało się nieprzyjemne w dotyku pod ciepłą i miękką skórą dłoni człowieka wychodzącego wprost spod prysznica. Usiadł na schodach nie puszczając dłoni z belki.
- Słaby jesteś. Kiedy jadłeś coś ostatnio?
- Nie pamiętam. Przynieś mi jeszcze wódki.
- Ale to cię nie utrzyma na nogach. Będziesz pijany, nie będę mógł cię pilnować cały czas.
- To tylko kalorie, zwykłe paliwo bez smaku i bez wpływu na mózg, którego już nie mam. Nie dyskutuj. Proszę cię! Po prostu przynieś mi jeszcze jedną butelkę. Błagam nie dyskutuj.
Mówił powoli i ociężale z prośbą w głosie jakby faktycznie było to ostatnie życzenie. Chłopak, jak zawsze zrobił co mu kazał. Dawid trzymając dłoń na beli, zdał sobie sprawę jak bardzo drażliwy jest jej dotyk. Była tak bardzo szorstka. Rzemieślnik spartaczył robotę pozostawiając niewypolerowane i niepolakierowane drewno. Dawid odepchnął się od materiału wywołującego gęsią skórkę i podrażniającego naskórek. Wstał kiedy Marcin przyniósł mu kolejną butelkę. Etykieta wymagałaby w normalnych warunkach aby tak drogi alkohol, podawano w krysztale, z lodem i degustować je tylko w najlepszym towarzystwie. Picie czegoś takiego z butelki to brak szacunku dla czasu, smaku i przyjaciół. Dawid pierwszego już nie szanował, drugiego nie czuł a trzeciego... Marcinowi to nie smakowało i dobrze. Młodzież nie powinna pić.
Sędzia i jego ochroniarz wrócili do skazanych. Młody czuł się teraz nieswojo, szczególnie jak widział na podłodze kulącego się z bólu byłego przeciwnika, którego niemal udusił, który ledwo nie złamał mu karku a teraz leżał na ziemi jak pies i płakał. Czekał aby go dobić.
- Nasi gospodarze wrócili. O widzę alkohol! Czyżby przed śmiercią jednak dotknęła mnie łaska pańska i dane mi będzie nacieszyć się smakiem zanim zasnę na wieki?
Dawid bez ceremonialnie odkręcił kapsel i pociągnął małego łyka, głośno cmoknął i westchnął jakby faktycznie alkohol mu smakował. Ledwie co zaczętą butelkę, postawił z dala od Czarnego na szafce narzędziowej, wprost na widoku aby kusiła twardziela swym smukłym kształtem przypominającym budową kobiece ciało.
- Wiedziałem, że będziesz brutalny, ale tego rodzaju złośliwości mogłeś mi oszczędzić.
Dawid jakby nie słyszał Czarnego stojąc przy szafie, plecami do jeńców zwrócił się do Cygana.
- Nie rozumiem. Po co ci to wszystko? To mieszkanie? Mam wrażenie, że tu wszystko jest tylko na pokaz. Nie widać tu żadnej kobiecej ręki, bo jedyne co tu się tarza po podłodze to butelki i kurz. Nieużywana łazienka, kuchnia, nawet te narzędzia wiszą jak dekoracja. Wyglądają jakby czekały aż je ktoś użyje. Ty chyba tylko przesiadujesz na tarasie z kolegami grillując i zalewając robaka alkoholem. Ty tu nie mieszkasz, ty się tu kryjesz. Przed czym?