RAULA- szkic do opowiadania.
Nie podejmuj żadnej akcji moje złotko, na nic się to nie zda. Stałem się niemożliwy, zbyt skomplikowany, bo to opisać i przedłożyć w postaci matematycznych formułek i reakcji chemicznych. Wszystko przebiega zbyt szybko, by skupić się należycie na sednie sprawy- jest industrialnie, rytmicznie i programowo; wszystkie wypełniacze, które wpadają mi w ręce, niezależnie od tego, czy jest na nie miejsce, czy nie ma- są prawdziwymi darami niebios. ++++ (Raula zakłada blond perukę i rusza w teren. Ma zamiar nie wracać ze swojego świata przez długi czas, ale wie zarazem, że tak długa wyprawa, sprawiłaby, że straciłaby z Wami kontakt. Nie wie czy stać ją na coś takiego, więc robi wszystko by przestać o tym myśleć.) ++++ Patrzyłem na nią- jak się porusza, jak jej ubrania układają się na łokciach w fałdy a kosmyki włosów opadają na twarz i czasem przylepiają się do warg. Słuchałem jak mówi i próbuje ukryć to zmieszanie, jakie pojawia się, kiedy przychodzę. Rzadko widujemy się nieoficjalnie- zazwyczaj mamy bardzo poważny powód, by zobaczyć się jeszcze raz i dokończyć ostatnio rozpoczętą dyskusję, której niezmiennie towarzyszą litry kawy i wody, której spożywanie Raula traktuje niemalże jak pobyt w klinice SPA. Woda widocznie jej służy, bo to dziwnej urody ciało zaczyna kwitnąć i nabierać energii, jak przyroda wiosną. I nie wyobrazisz sobie nigdy co się ze mną dzieje. Kiedy patrzy na mnie, niezmiennie czuję zapach czegoś, czego nie potrafiłbym zdefiniować, a przyciąga mnie i nakazuje być coraz bliżej jej splecionych, ułożonych na kolanach dłoni. ++++ (Kilka miesięcy temu miałam rozbitą wargę. Pamiętam ile kosztowało mnie doprowadzenie do tego, by uderzył. Męczyłam się godzinami aż osiągnęłam cel. Właściwie mogłam zrobić to sama, ale nie przyniosłoby takiej satysfakcji. Zrobiłam potem kilka zdjęć swojej zakrwawionej twarzy i schowałam je do szuflady. Może zapytasz, dlaczego to zrobiłam; Chyba nie chciałabym ci odpowiadać. Pamiętam opisy z kilku książek- opisy dojrzałych czereśni pękających pod naporem letniego słońca i ptasich dziobów szukających słodkiego miąższu. Moja krew nie była słodka, miała słony posmak. (Czasem wracałam do szuflady i oglądałam zdjęcia.) ++++ Mam zbyt wysokie poczucie własnej wartości, by się na to zgadzać. Tak sobie wciąż powtarzam i zawsze do niej wracam. Nie przyjmuje mnie z radością. Nie ma w niej emocji. Nawet się nie dotykamy, tylko rozmawiamy. Obserwuję uważnie jak wychyla tą swoją wodę i myślę, że najchętniej pomalowałbym jej rzęsy na czarno, przebrałbym w boa z piór i jakąś połyskującą sukienkę, wsunął między wargi niedopałek i uprościł sytuację. Powinna pić alkohol litrami i stać się kimś, kogo mógłbym ratować. Kim ona właściwie jest? Nie potrzebuje mnie. Ja też powtarzam, że jej nie potrzebuję. A jednak istnieje we mnie jakaś potrzeba- zaspokaja mnie fakt dotrzymywania jej towarzystwa i wdychania tego zapachu, który wydziela wiosną. ++++ (Lalka. Ubierasz ją, czeszesz, malujesz. Przedkładasz formę nad treść. Treść pozostawiasz sobie samemu, czytasz swoje myśli obserwując jak ilustrująca je Lalka patrzy martwymi oczyma w przestrzeń. Ona nigdy się nie kończy. Nie wyciągnie po ciebie swojej rączki, nie zapragnie. Jakkolwiek by o niej nie myślano- nie zmieni się. Przypuszczam, że nie rozmyśla. Pozwalam im, żeby mnie przebierali. Czesali jak chcą. Żeby uśmiechali się do mnie i doszukiwali się w tej melancholii urazów z przeszłości. Nie ma ich zbyt wiele, ale oni i tak cos wymyślą. Ostatnio przyszedł do mnie J. i widziałam jak jest zaniepokojony. Przyniósł wiosenne kwiaty- zasadziłam je w wodzie, w wazonie.) ++++