Ratchet & Clank: misja I: Veldin, cz III
ęsknię... W końcu jednak dobiegliśmy na miejsce. Przed nami stały piękne, brązowe skały, oplecione mgłą i parą wodną. Z za niej wychodziła jakaś postać, kobieta. Po jakimś czasie ukazała nam się żólta Veldianinka. Żółte futerko, w brązowe prążki, tak jak u mnie. Piękna. Do tego czarne włosy i przepiękne, niebieskie oczy. Ona była ubrana w biały tiul i jedwab, wyglądała jak anioł, brakowało jej jedynie skrzydeł. Albo jak prawdziwy elf powietrza... Ona też miała na szyi wisior, tylko że srebrny. Też był w kształcie kuli, także rzeźbiony. - Kogo znów przyprowadziłaś, Key? - Zapytała trochę bezlitośnie. - Siostrzyczko... Zaraz, zaraz... SIOSTRZYCZKO?! Nie no, jak to możliwe? Czarna i Złota Veldianinka siostrami? Nie no, to niemal niemożliwe! Ale jednak... - On mi pomógł. Ale... Ja bym chciała mu pomuc, a nie mogę. Pomożesz, siostrzyczko? Głowa boli nieszczęśnika... A naprawdę, ostatnimi resztkami sił mnie uwolnił! - Krzyknęła zrospaczona. Ja tylko zatkałem uszy. To naprawdę boli. - A kim on jest? Wygląda znajomo. - Powiedziała, przyglądając mi sie bliżej... Nie, nie mów Key, proszę! Ona mnie przeraża... - Nie chciałabyś wiedzieć, Trigger. Oj, nie chcesz. - Odpowiedziała. Zamarła chwilowa cisza. Wiatr potrząsnął ich sukniami, rozwiał mgłę... Wyglądało to dziwnie... Bardzo dziwnie. - A więc jego tu przyprowadziłaś?! - Krzyknęła Trigger po krutkim namyśle. - Po co nam tu on, po co ten zdrajca?! - Teraz naprawdę poczułem się zraniony. Opuściłem uszy i odwruciłem się plecami do obu panienek. Nie chciałem, by zobaczyły, że aż tak mnie to rani. Niemalże do krwi. - Siostro, on uratował moje życie, być może i twoje! Poza tym, cierpi przez takie słowa, nie widzisz? Pomyśl, ile musi przecierpieć wygnaniec... - Zasłużył na to, kedy przyłączył się do Phoenixa. - Widać było, że Trigger jest oburzona. I to bardzo. - Ale pomogę mu. Przez ciebie. - Powiedziała, po czym podeszła do mnie. Wyglądała jak lód, który chce mnie zniszczyć, zamrozić... Wzięła do rąk swój łańcuszek, pocałowała go i... Kula zaczęla jaśnieć. Zdięła mój kask i przyłożyła mi tą kulę do głowy. Ale ból nie ustapił. Dziewczyna z powrotem nałożyła mi kask na głowę. - I jak? - Zapytała trochę łagodniej. - Nic... - Odparłem. Ból głowy tylko wzrastał. - Tak, jak myślałam. To trucizna. Powoli umierasz, Ratchet. - Powiedziała z udawanym smutkiem. Było to bardzo dobrze słychać. Za to Key naprawdę było żal, widziałem łzy w jej oczach...