Ratchet and Clank: misja I: Veldin, cz I

Autor: Rinoa017
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

wem. Rozejrzałem się z miejsca po horyzoncie. Poza żółtym piaskiem i metalowymi budynkami kompletnie nic nie było. No, może jeszcze parę występów skalnych... - Clank, widzisz coś? - Zapytałem przyjaciela, wiszącego na moich plecach. - Nic, poza przepaścią. Ratchet, mógłbyś łaskawie odsunąć się trochę od niej? Chyba źle zaparkowałeś statek. - Odezwał się przyjaciel. Postąpiłem parę kroków do przodu. Ale... Rozczarowałem się. Veldin zawsze było żywą planetą, pełną mieszkańców. Ale gdzie oni się podziali? - Clank, czy nie myślisz...? - Zapytałem, nie dokańczając. - O czym? - Zapytał przyjaciel, odwracając głowę i mówiąc mi wprost do, no... Dosyć dużego ucha. - No, że... - Powiedzuiałem, przeciągając wypowiedź. - Że? - Zapytał Clank. - Jeśli chodzi ci o mieszkańców, to pewnie są w schronach i czekają na bohatera. - Dopowiedział jeszcze, czym naprawdę mnie zdenerwował. Mógł sobie tego oszczędzić! - Tylko mi nie mów! - Krzyknąłem. Nie wytrzymałem. Wiedziałem, że Clankowi chodzi o Qwarka, tego przemądrzałego bohatera od siedmiu boleści, "zielonego". Dlaczego Veldianie są aż tak naiwni? Czy oni nie widzą, że on kompletnie nic nie robi, nie licząc tworzenia i tak bezsensownych planów? Żałosne... - Ej, ale tak ogółem... Wiemy, gdzie mamy się stawić? - Zapytałem rzeczowo. - Nie, nie wiemy. - Odparł robot, odgryzając się. - Zapytaj panią komandor. - Zaproponował. - Naprawdę muszę? Nie możesz ty? - Zapytałem z nadzieją. - No, patrzcie go. Nie boi się wroga, a kocicy się boi. - Przedrzeźniał Clank. Jak ja go za to nie lubię... - Co? Wcale nie! Tyle, że ostatnio mam nie małe u niej... Problemy. - Odpowiedziałem, spuszczając uszy. Poszedłem w stronę statku, wskoczyłem do niego i odpaliłem komunikator. - Co się stało, Ratchet? - Zapytała Sasha, pokazując się na małym komunikatorze. - Nie wiem, którą bazę zaatakowano. - Odparłem złośliwie. Cóż, za późno... Zapomniałem o żołnierskiej dyscyplinie i szacunku do przełożonej, co mogło mnie drogo kosztować. - Jak zwykle złośliwy. No ale cóż, trudno. Leć trochę bardziej na północ, za parę kilometrów będziesz na miejscu. - Odparła, po czym się rozłączyła. Widać było wyraźnie, że jest na mnie wkurzona. No, trudno... Ale wiem, gdzie mamy lecieć. Spakowałem zabaweczki i odkręciłem Clanka od kombinezonu. Posadziłem go na plecaku z broniami i mogłem odpalać. Parę minut później byłem już na miejscu. I tu, faktycznie, była niezła zadyma. No, i jak się spodziewałem, powodem zadymy były roboty. I, co gorsza, nasze roboty! Nasi zaatakowali mieszkańców, wzięli ich do niewoli. A może to tylko kamuflarz? Kamuflarz, czy nie, zabieram Clanka i się z tąd zmywam, muszę gdzieś bezpiecznie zaparkować. No, dobra. W miarę bezpieczne miejsce znalazłem niedaleko, na jednej ze skarp. Niewielu skarp. Zlazłem na dół, w biegu przykręcając sobie Clanka do pleców, z pistoletem o dużym polu rażenia w drugiej ręce. A miałem uważać... Kto teraz uważa, mam swoich poskromić, a nie! Wrogów im się zachciało, zaczęło im się nudzić, to wzięli sobie zakładników! A niech ich. Parę minut póżniej schowałem klucz, bo przykręciłem Clanka, wziąłem pożądnie broń w obie ręce i strzeliłem ostrzegawczo ku górze. Kurzawa na chwilę ustała. Większość robotów zasalutowała, jednak niektórzy... Wydawali się dziwni. Po krutkiej chwili poczułem, jak coś ciężkiego zwala mi się na głowę. Straciłem przytomność.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Rinoa017
Użytkownik - Rinoa017

O sobie samym: Nie ma dobrej i złej strony. Są tylko dwa punkty widzenia...
Ostatnio widziany: 2024-11-25 21:43:03