Que debemos pasar tiempo juntos. Tom I. Rozdział 25
Zaraz po jego wyjściu do sypialni wszedł Kacper. Stałam przy oknie. W pomieszczeniu wyczuwalna była napięta atmosfera. Po chwili usiadł na łóżku. Poczułam dreszcz na całym ciele. Mój ukochany był tak blisko, a ja czułam, jakby oddalił się, o co najmniej milę. Łzy machinalnie napłynęły mi do oczu. Tak bardzo starałam się zachować spokój, jednak przypomniały mi się jego słowa. Ból powrócił. Poczułam pustkę pod sercem w miejscu, gdzie jeszcze niedawno nosiłam nasze dziecko. Położyłam dłoń na brzuchu. Był tak płaski. Pusty. Moje ciało było jeszcze poobijane. Każdy dotyk i ruch przynosił mi ból. Czułam, jak powoli słabnę, jednak nie chciałam dać poznać po sobie bólu. Nagle oparłam się dłońmi o parapet i starałam się tak wytrzymać płynący ze mnie strumień bólu. Najgorsze było dla mnie to, iż Kacper nawet nie zapytał, jak się czuję. Siedział na łóżku nic nie mówiąc. Chwilę później do środka wszedł Hip.
- Kolacja na stole. Chodźcie - po chwili milczenia spytał. - Walerio, czy ty się dobrze czujesz? Może chcesz się położyć?
- Nie dziękuję. Dam sobie radę.
- Na pewno?
- Dziękuję Hip, poradzę sobie.
Chyba sama siebie oszukiwałam. Ból nasilał się coraz bardziej. W końcu Kacper podszedł bliżej mnie i powiedział.
- Wiem, że jestem skończonym idiotą i nie zasługuję na ciebie. Wybacz, że… Wtedy pod szpitalem powiedziałem te słowa. Możesz teraz ze mną zerwać, zrozumiem.
Zebrałam wszystkie siły i odwróciłam się. Chcąc, jednak utrzymać równowagę chwyciłam go za dłonie i powiedziałam.
- Nie jesteś idiotą, ale to, co powiedziałeś bardzo mnie zraniło. I wiesz, co? Kocham cię i tylko z tego powodu nigdy od ciebie nie odejdę i co więcej pragnę cię wspierać, ale musisz mi na to pozwolić.
W tym momencie zobaczyłam przed oczyma ciemność. Słyszałam jeszcze pojedyncze głosy, jednak nie potrafiłam rozróżnić, kto jest ich właścicielem.
Obudziłam się w naszej sypialni. Kacper trzymał moją dłoń. Chciałam wstać, jednak nie pozwolił mi. Przy łóżku na szpitalnym wieszaku znajdowała się kroplówka.
- Nie wstawaj.
- Co się stało?
- Zemdlałaś. Lekarz pozwolił, abyś została w domu.
- Ile byłam nieprzytomna?
- Dwadzieścia cztery godziny. Byłaś bardzo wycieńczona.
- Czyli już po pogrzebie? Byłeś?