Duszne lato (18+)
(fragment)
Nie wiem, czy to będzie dla Państwa istotne, ale informuję (tak na wszelki wypadek), że ta książka została napisana przy użyciu telefonu komórkowego.
Autor
Głośno wciągnął gluty i przełknął. Tyle ostatnio się tego natykał, że zaczęło stawać mu w gardle. Ale co zrobić? Takie jest życie na tym popieprzonym świecie, Przecież nikt nie obiecywał, że będzie idealnie.
I gdy tak kontemplował otaczającą go rzeczywistość, poczuł na sobie czyjeś świdrujące spojrzenie. Stara, pomarszczona jak rodzynka zakonnica gapiła się na niego, jakby chciała prześwietlić wszystkie łajdactwa, które miał na sumieniu.
Wstał, zgrabnie ściągnął przez dresowe spodnie napletek, bo nie lubił jak mu się zsuwał i podszedł do świętojebliwej staruchy, z miną wkurwionego amstaffa.
- Na co się tak gapisz? - zapytał.
Zakonnica wytrzymała jego spojrzenie, bo pewnie miała już doświadczenie w pracy duszpasterskiej z takimi jak on.
- Na idiotę! - wysyczała i zmrużyła zachodzące bielmem oczy.
Stali tak przez chwilę, mierząc się wzrokiem, aż w końcu oboje parsknęli śmiechem.
W tym momencie skrzypnęły drzwi i weszła niebrzydka, ale strasznie zapuszczona dziewczyna z dużą, podróżną torbą na ramieniu i chyba z całą paczką gum balonowych w ustach.
- No, jestem! - rzuciła do dziwnie rozbawionego chłopaka, o wyglądzie troglodyty.
A ten jeszcze na odchodnym puścił do zakonnicy oczko i skierował się do drzwi, w których stała - mocno ruszająca żuchwą - dziewczyna.
- Wypad - powiedział zniecierpliwiony do blokującej wyjście laski i niedbale wypchnął ją na zewnątrz dworcowej poczekalni.
- Może byś mi Klocu pomógł z tą torbą, co? - jęknęła.
- I co jeszcze? - mruknął pod nosem I minąwszy ją, skierował się na przydworcowy parking, do stojącego tam samotnie starego Volvo.
Dziewczyna widząc, że nic nie wskóra, wzruszyła ramionami i podreptała za nim.
Torbę wrzuć do środka, bo mi się zamek od bagażnika spierdolil - rzucił wsiadając do auta.
Zakręciła się w miejscu zdezorientowana i złapała za klamkę od tylnych drzwi. Zaczęła się z nimi mocować, ale bezskutecznie.
- Kurwa, co za szajs - mruknęła pod nosem I spróbowała otworzyć drzwi przednie, które po kilku szarpnięciach uległy. Widząc na jego twarzy zniecierpliwienie, wgramoliła się razem z torbą na przednie siedzenie.
Ujechali kawałek i dziewczyna zaczęła się krzywić.
- Co tu tak strasznie jebie? Zesrałałeś się?!
- Ja tam nic nie czuję - odpowiedział i na potwierdzenie głośno wciągnął gluty.
- Otwórz okno! Przecież tu się nie da wysiedzieć.
- Drałuj z buta, jak ci nie pasi!
- To włącz przynajmniej jakiś nawiew, please!
- Elektryka się spieprzyła. Ważne, że jeździ, skręca, hamuje.
Przez chwilę milczeli, ale chłopak widząc, że dziewczyna jest naprawdę wkurwiona zaistniałą sytuacją, uchylił swoje drzwi i zaczął nimi wachlować, żeby napędzić trochę świeżego powietrza do środka gruza.
- Teraz lepiej?
- Dalej chujowo, ale stabilnie - uśmiechnęła się udobruchana. - Mogę u ciebie przekimać? - dodała z miną aniołka.
- A co będę z tego miał? - chłopak wyszczerzył zęby.
Dziewczyna powoli rozsunęła zamek torby podróżnej, pochyliła się nad nią i zaczęła mówić do środka:
- Zero siedem zgłoś się, zero siedem zgłoś się!
- Jeszcze mówiła, kiedy odezwało się radio:
- “Uwaga, wszystkie jednostki. Mamy zgłoszenie, że po podwórku kamienicy biega jakiś wariat z siekierą. Adres to ulica Dziesiąta, boczna Kunickiego!” - zachrypiał męski głos.
- Tutaj P07, jesteśmy w pobliżu. Jedziemy tam! - wyrecytował na jednym wdechu chłopak.