Que debemos pasar tiempo juntos. Tom I. Rodział 8
- Zostaw ją. Ona nie ma z tym nic wspólnego! – krzyknął, usiłując zbliżyć się do nas.
- Ależ ma. Myślałeś, że w tej norze cię nie znajdę?! Jesteś pewnie zaskoczony. Gratuluje stary masz dobry gust - to mówiąc pocałował mnie w usta. Broniłam się całą sobą. Nie chciałam żeby mnie dotykał. Łzy napływały mi coraz bardziej do oczu. Gdy zaczął dotykać mojego ciała. Kacper nie wytrzymał. Podbiegł do nas. Padł strzał. Wszystko rozegrało się tak szybko. Zaczęłam krzyczeć. Chciałam do niego podejść. Niestety napastnik trzymał mnie mocno, nie pozwalając nic zrobić. Błagałam go, lecz nie słuchał. Nagle Kaper podniósł się i powiedział:
- Nie martw się Walerio, nic mi nie będzie - następnie upadł ponownie i stracił przytomność. Pragnęłam z całej siły, aby to już się skończyło. Tak bardzo chciałam, aby ten koszmar był jedynie złym snem. Jednak to nie był mara. To była straszna rzeczywistość. Kałuża krwi powiększała się z każdą sekundą. Nagle padł kolejny strzał. Nie wiedziałam, co się stało. Ciało oprawcy stało się ciężkie. Ktoś podszedł do mnie. Komendant policji wezwał pogotowie, a ja natychmiast podeszłam do Kacpra.
- Kacper, słyszysz mnie? Będzie dobrze, tylko nie poddawaj się.
Chwilę później znalazłam się w szpitalu. Kacper został natychmiast zabrany na blok operacyjny. Stracił dużą ilość krwi, dlatego konieczna była transfuzja. Bez namysłu zdecydowałam się, gdy dowiedziałam się, że mamy tą samą grupę krwi. Nad ranem przewieźli go na intensywną terapię. Lekarz próbował mi wyperswadować siedzenie przy nim, ale byłam nieugięta.
___________________________________________________________________________________________
Wiem, wiem mało:) Niestety akcja tego wymagała, żeby nie mieszać :)