Que debemos pasar tiempo juntos. Tom I. Rodział 8
Byłam zdesperowana. Pospiesznie wróciłam do domu i zawiadomiłam o wszystkim domowników. Musieli dowiedzieć się, że coś dzieje się pod ich dachem. Może wyolbrzymiałam całą sytuację, jednak nie mogłam ukrywać tego przed nimi. Wieczorem zadzwoniła moja komórka. Szybko chwyciłam ją i po wcześniejszym sprawdzeniu, kto dzwoni, odebrałam.
- Słucham?
- Cześć Walerio, to ja.
- Nareszcie, nic ci nie jest?
- Nic. Co z tym facetem? Nadal was śledzi?
- Nie - nagle usłyszałam hałas dochodzący z salonu. Ktoś wybił szybę, a Anita krzyczała.
- Co tam się stało?! - krzyknął. Nie odpowiadałam. Coraz bardziej się bałam.
- Walerio! Jesteś tam? Co się stało?!
- Ktoś wybił szybę. Nie wiem, co się tu dzieje, ale coraz bardziej się tego boję. To jest jakiś straszny koszmar! – powiedziawszy to zaczęłam płakać. Po kilku sekundach do pokoju wbiegła zrozpaczona Anita. Podała mi kartkę papieru. Nie mogłam z siebie nic wykrztusić. Kacper krzyczał, próbując dowiedzieć się, co się dzieje.
- To on! - powiedziałam coraz bardziej płacząc. - Kacper, kto to jest?! O co mu chodzi?!
- Chodzi mu o mnie i to ja powinienem przeżywać to, co ty i reszta. Zaraz do was przyjadę.
- Nie!!! Ten człowiek jest gotowy na wszystko! Nie możesz tu przyjechać. Anita już zadzwoniła na policję. Musisz to przeczekać do momentu jego zatrzymania.
- Nie. Co napisał?
- „Masz duże grono zwolenniczek z jedną na czele. Szkoda by było, gdyby coś się jej stało” - natychmiast zalałam się łzami.
- Zaraz tam będę. To moja wina.
- Nie! Nie przyjeżdżaj! - nie usłyszał już moich słów, ponieważ odłożył słuchawkę. Anita usiadła obok i objęła mnie czule. Tego wieczoru zostałyśmy same, gdyż Gabriel odwiózł ich córki do domu dziadków, by ich nie narażać. Nagle usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Anita pobiegła otworzyć, mówiąc:
- Jak dodrze, że Gabriel już wrócił.
Wróciła z nieznanym mężczyzną. Trzymał pistolet przy jej twarzy. Zamarłam. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Łzy odruchowo popłynęły po mojej twarzy. Anita błagała go o litość, a on krzyczał, jakieś niezrozumiałe dla mnie słowa. Nagle podszedł do mnie, pogładził mnie po policzku i powiedział:
- Piękna. Nasz kawaler ma dobry gust - nie mogłam powstrzymać swojego obrzydzenia. Naplułam na jego twarz, za co zapłaciłam mocnym uderzeniem. Przez chwilę nie mogłam podnieść się z podłogi. Wszystko mnie bolało. Miałam ochotę wykrzyczeć cały swój ból, ale wiedziałam, że zakończy się to kolejnym bolesnym uderzeniem. Usłyszałam dźwięk nadjeżdżającego samochodu. To był Kacper. Napastnik zbliżył się do mnie i trzymając tym razem przy mojej twarzy pistolet, czekał na wejście Kacpra. Wchodząc do mojego pokoju znieruchomiał. Jego twarz nabrała znajomego wyglądu. Wyglądu człowieka bezgranicznie zakochanego. Był teraz gotów na wszystko. Patrzył na mnie ze łzami w oczach.