Przeznaczenie / Psychoza
Szybkim krokiem zmierzał ku przepaści. Tyle lat , lat
pełnych niepokoju, napięcia. Tyle ofiar, wojennych, dyplomatycznych. To
niezwykłe, doprawdy. Tak wielu się poświęciło. Rzucali się w wir bitewny, pod
ostrzał tysięcy strzał i pod złowrogie, palące trzewia i niszczące umysły
czary. Wyrzekli się rodzin, wyrzekli się swych dóbr, odrzucili swe domy i
swoich najbliższych, wyruszając w tą podróż. Bez wahania przyjmowali na siebie
śmierć, którą powinien otrzymać on. Ich wiara była tak niezachwiana i ogromna! A
teraz leżeli. Gnili. Nic nie mieli. Nic. Odrzucili wszystko co mieli. I umarli.
Zginęli, a ich ciała zżerają padlinożercy. Cóż za los! Co oni otrzymali za tą
wiarę, za poświęcenie? Dosłownie nic. Absolutnie nie dostali niczego.
Teraz on kroczy w stronę przepaści. Rzuci się. Zabiję swoje ciało i uwolni
duszę. Żadna istota nie powinna tak cierpieć jak on!
Wyruszyli w trzydziestu. Zostało ich tylko trzech. Sam zabił dwóch pozostałych
przy życiu, niemal tuż u bram ich celu. Dość! To miał – miał tego dosyć.
Na początku był niepewny. Onieśmielony, zakłopotany. Potem ruszyli. Drogę
zastępowały im wrogie wojska. Wrogie bestie. Wrodzy czarnoksiężnicy. Nawet
pogoda była im wroga. Wszystko! Wszystko się przeciwstawiło właśnie im!
Wyglądało to tak, jakby cały świat zebrał swe siły w jedno, jak gdyby połączył
się na jeden tylko moment, po to, by niszczyć. Powstrzymać. Żywioły, toczące
obecną od tysięcy wieków walkę, zaprzestały jej, połączyły swe siły, by zetrzeć
z powierzchni ziemi grupkę ludzi, zmierzających ku świątyni. Towarzysze byli
oddani i lojalni, a ich wiara był niezachwiana. Ginęli w okrutnych mękach,
spalani, miażdżeni. Kruszeni. Ale reszta parła dalej. Oni tak się na niego
patrzyli. Inaczej. Nie jak na człowieka. Tak jak na skarb, zbyt kruchy, by się
do niego zbliżyć, zbyt delikatny, by