Poziomkowa
koro nie boli , niech będzie. Zawsze mogę ją wyrzucić. Nie robię tego , z czystego lenistwa. Tak, czyste lenistwo brzmi zdecydowanie bardziej męsko , niż sentyment.
Jak zwykle w ostatniej chwili wpadłem na peron, wsiadłem do pierwszego z wagonów. Przez myśl mi przeszło, ze przecież nie wygenerowałem sobie wspomnienia z kupowaniem biletu, ale co tam , było już raczej za późno. Pociąg ruszył, a ja byłem sparaliżowany tym co ma się stać. Nie łatwo po latach podejść do kogoś kogo się znało i powiedzieć słuchaj ja przepraszam. Nadto Ona, jej widok częściowo zapomniany, być może zatarty, czy to będzie to samo co zapamiętałem. Ruszyłem z werwą, gdy minęliśmy Warszawę, serce mi waliło, a tłum utrudniał przejście. Zapomniałem, zupełnie zapomniałem, że kiedyś pociągi były zapchane, zwłaszcza w wakacje. Mozolnie przedzierałem się przez rozwrzeszczaną młodzież. Parę razy miałem ochotę zwrócić jednemu z drugim uwagę, na słownictwo, z trudem pohamowałem się, na szczęście, jak nic wzięli by mnie z Oazy , gorzej jak by dali w mordę. Znalazłem ją. Siedział zwrócona do jakiegoś chłopaka i żywo dyskutowali. Widziałem ją, miałem na wyciągnięcie rękę, na jedno szarpnięcie drzwi. A ja Patrzyłem. Nie proszę nie myśleć , że patrzyłem na nią. Raczej patrzyłem za nią. Czy też za nami.
Tekst się nagle urwał, choć przyrzekłbym, że widziałem go znacznie więcej. Obejrzałem po kolei kartki, nie brakowało żadnej. Czyli przewidzenie, no cóż parę piw dziś zdoiłem z sąsiadem, a i pora późna. Ewidentnie brakowało zakończenia. A z taką myślą trudno się śpi. Jak dobrze by było kogoś teraz zapytać, co o tym myśli. Ocena racjonalisty, by się przydała. Otworzyłem terminarzyk z telefonami w poszukiwaniu osoby zdrowo rozsądkowej, niestety takiej nie było. No oprócz Ewy. Ale do niej nie mogłem zadzwonić.
Wstałem wcześnie, zadzwoniłem do radia i poinformowałem , że mogę się trochę spóźnić, szef się zżymał , ale w końcu poprzestał na tym , że muszę wpaść choć na ostatnie chwile kolegium. Pojechałem na Poziomkową, drzwi otworzyła mi staruszka.
- Dzień dobry Pani, znajomy polecił Panią.
Otworzyła szerzej drzwi , a ja wszedłem do znanego mi holu.
- Z ręki, czy z kart? - zapytała , gdy znaleźliśmy się w pokoju z telewizorem
- Z tego, - pokazałem ręką w kierunku odbiornika, a widząc przedziwną zmianę na twarzy gospodyni , zrozumiałem, że zostałem najnormalniej wkręcony.
- A więc o to chodzi. Że też nie zauważyłam. Chyba Pan się wciąż waha?
Odetchnąłem z ulgą. Nie byłem wkręcony. Podszedłem do grata i potarłem palcem po fornirze, na palcu pozostał mi kurz.
- Dawno nie używany, staram się go nie eksploatować. Wie Pan ma swoje lata.
- Może zaczniemy? - zapytałem, pamiętając o kolegium redakcyjnym.
- Rozumiem, że znajomy poinformował Pana już o tym co można osiągnąć za pomocą tego urządzenia?
- Tak. - odpowiedziałem, w myślach jednak tłumaczyłem sobie, ze jeśli się nie uda to nie będę rozpaczał, gdyż przybyłem tu tylko po to , aby rozpracować to diabelstwo.
- Proszę usiąść wygodnie i się nie martwić, na pewno się uda. Jestem za Panem, proszę pamiętać , że to Pan decyduje o wszystkim, co Pan zobaczy.
Od dłuższej chwili wpatrywałem się, naukowo oczywiście, w szklany ekran . I wybuchło, w mojej głowie koło mnie , byłem w środku. Stało się to tak nagle, ze niemal się przewróciłem opierając się o szafę w domu, dotknąłem wiszącego na niej garnituru, Ewa wybierała go sama, co trzeba przyznać miała gust. Założyłem go , nic mnie nie sparaliżowało, nie bałem się. Nie bałem się odpowiedzialności, nie bałem się wspólnego rozwiązywania problemów, nie bałem się życia koło kogoś , na zawsze.
Wychodząc, gdy tylko zapłaciłem i to wcale nie mało , za wizytę, nie mogłem się powstrzymać, aby nie zapytać.
- Ten mój znajomy, Jurek. Nie wie pani jak się zakończyła je