Powrót
ę.
- Nazywam się Bella Moonner. – odwaga przedostała się do każdego zakamarka jej ciała
- Przyjechałam kilka dni temu z zagranicy w celu odnalezienia pana Jasona.
Zakonnica przymknęła oczy i uważnie przyglądała się Belli.
-Tak – powiedziała cicho po chwili, zwracając się do kierowcy – ogrodnika – to może się udać.
-Ale co? – zapytała Laura stojąca z tyłu.
- To spotkanie – kontynuowała zakonnica – może wiele zmienić. Bardzo wiele. A może nie zmienić nic. Lecz jeśli mamy taką sytuację, to musimy z niej skorzystać.
- Bernardzie – zwróciła się do kierowcy – zaprowadź panią… Tu spojrzała na Laurę.
- Laura. Na imię mam Laura.
- …panią Laurę do jadalni. Poczekajcie tam na mnie.
- Panią zaś, zapraszam ze mną. – popatrzyła Belli prosto w oczy. Odwróciła się i ruszyła korytarzem. Bella podążała za nią z lekką obawą.
***
Przechodziły pustymi korytarzami i mijały zamknięte sale. Wszędzie panowała cisza, tylko gdzieś z dala dolatywał odgłos ćwiczącego chóru.
- Czy tutaj mieszkają zakonnice? – zapytała Bella
- Nie. Nasi pacjenci. Są łagodni i spokojni. Stąd ta cisza.
Weszły na pierwsze piętro i przeszły prawie połowę korytarza. Zakonnica zatrzymała się przy jednych z drzwi.
- Muszę pani powiedzieć kilka rzeczy – odezwała się z powagą na twarzy – żeby nie była pani zaskoczona. To co pani zobaczy, może być lekkim wstrząsem. Nie tym, co pani spodziewa się zobaczyć. - On nie mówi. To jest jakby rodzaj katatonii. Nie porusza się. Czasem jeśli chce, komunikuje się z siostrami-pielęgniarkami przy pomocy oczu.
- Dzisiaj rano dał do zrozumienia, że chce wyglądać elegancko. Jakby wiedział, że pani przyjedzie.
- Proszę wejść. Ja zostanę tutaj i jeśli będzie taka potrzeba służę pomocą. Wystarczy zawołać. Ja lub inna z sióstr zaraz wtedy przybędzie.
***
Otworzyła drzwi, za którymi znajdował się mały pokoik.
Na jego wyposażenie składał się niewielki stół, łóżko i dwa krzesła. Do tego dochodził stolik nocny i szafka z ubraniami.
Bella weszła powoli i niepewnie.
Jason siedział na łóżku, ubrany w ładne dżinsy i błękitną koszulę. Takiego go pamiętała z tym że teraz był wychudzony.
Siedział nieruchomo wpatrzony w stojącą na oknie doniczkę z kwitnącą maciejką.
Obok na ścianie wisiało jej zdjęcie.
- Dzień dobry Jason – przywitała go nieśmiało
Żadnej reakcji. Była zrozpaczona. Usiadła obok na krześle. Nie wiedziała co powiedzieć. Jak zacząć. Wzięła jego bezwładnie leżącą dłoń.
Pamiętała, jak lubiła ją głaskać. Teraz też zaczęła. Powoli z uczuciem, które nagle powróciło. Powróciło gwałtownie.
- Kochanie, chciałam cię przeprosić za to wszystko. Proszę również o zrozumienie. Ja wtedy byłam załamana, byłam zła na ciebie. Ja też się pogubiłam.
Zaczęła opowiadać mu wszystko. O pracy, o tym jak powoli awansowała. Jak ją doceniano. O różnych śmiesznych historiach, o facetach którzy strasznie chcieli ją poderwać i dostawali kosza.
O tym jak zmieniło się jej mieszkanie. Opisała mu meble i mały ogródek.
Nie miała odwagi przyznać się do romansów, które przeżyła, gdy górę wzięły w niej potrzeby kobiety.
- Z czasem mu powiem - pomyślała - on to zrozumie i wybaczy. Zawsze potrafił być wyrozumiały.
- Nie wiem czy są słowa, którymi mogę cię przeprosić. Ale chcę to zrobić. Bardzo.
- Nie wiem nawet czy mi wybaczysz, ale mimo tego, mimo rozłąki, wiem, że Ty jeden kochałeś mnie naprawdę i jestem coraz bardziej pewna że wciąż ciebie kocham.
Wiem... zamknęłam wtedy ten rozdział, ale wtedy wydawało mi się to najlepszym wyjściem.
Dałeś mi to, czego żaden inny mężczyzna mi nie dał. Dałeś siebie, a ja