Powrót Nieśmiertelnego
B. nie lubiła czekać na ostatnią chwilę i sama ruszyła do ataku. Ustawiając się bokiem do oprawców, pozwoliła im się okrążyć. Widziała, że głód przyćmiewa zdrowy rozsądek, a i oni nie wyglądali na inteligentnych. Rzucili się na nią w jednej chwili. Buff tylko się uchyliła i podcinając obojgu nogi tak, że wylądowali na sobie, przebiła obu kołkiem, jakby co najmniej nadziewała szaszłyk na wykałaczkę.
- Zabiłaś moich braci – ryknął ostatni z trójki i ruszył w stronę pogromczyni.
Adrenalina, która wcześniej buzowała w całym jej ciele, powoli opadła i Buff stwierdziła, że z trudem trzyma się na jednej nodze. Robiąc dobrą minę do złej gry, mruknęła do dzieciaków, żeby się zmywali, co Ci uczynili szybciej niż mogła sobie wyobrazić.
Mając zamiar zaskoczyć przeciwnika i przez niego przeskoczyć, B. ustawiła się w odpowiedniej pozycji, ale nic nie zdążyła zrobić. Usłyszała tylko świst strzały, którą zobaczyła wbitą w miejsce, w którym przed chwilą stał ostatni z krwiopijców. Zanim doszło do niej to, co widziała, a fala bólu zaczęła atakować ze zdwojoną siłą, usłyszała głos, którego nie powinna słyszeć.
- Czy Ty zawsze musisz pakować się w kłopoty, z których ja muszę Cię wyciągać?
Powoli się odwróciła i stanęła twarzą w twarz ze swoim wybawicielem. Nic się nie zmienił. Czarny, skórzany płaszcz łopotał chociaż nie było wiatru, a jego brązowe oczy lustrowały ją, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu.
- Co Ty do diabła tutaj robisz, Angel?
Znowu to poczuła, ten paraliżujący ból, który nie miał nic wspólnego z bólem opuchniętej kostki. Ból, na który nie pomagały żadne leki ani tym bardziej procenty. Ból niespełnionej miłości, która znaczyła dla niej więcej niż wszystko.
C.D.N