Powrót Nieśmiertelnego
- Czy ona zawsze musi się odstresowywać w taki sposób? – mruknęła Will, po czym zawołała głośniej, tak żeby usłyszała to Buffy. – Mamy z Tobą iść?
- A nasz romantyczny wieczór – bezgłośnie wyszeptał Xand, za co dostał po łbie tak mocno, że sama Willow się skrzywiła i zaczęła dmuchać na swoją czerwoną dłoń.
- Nie, to akurat muszę załatwić sama, co nie znaczy, że nie jest mi potrzebne wasze towarzystwo.
Było wiadomo dokąd wybiera się Anne. Wysłużona jeansowa kurtka, blond włosy związane w kok i niezbędny atrybut pogromczyni wystający z tylnej kieszeni jej spodni.
- Ani słowa na temat, że nosząc kołek w ten sposób wbiję sobie go kiedyś w tyłek – spojrzała na Xandra, który zrobił taką minę jakby dziewczyna wdarła się właśnie do jego głowy.
- Wyłaź z niej – jękną.
- Chyba śnisz, wiesz jak mi u Ciebie wygodnie? – roześmiała się i cmokając go w policzek, tak samo postąpiła co do Willow.
- Zostawimy Ci lód w lodówce, a jak będziesz miała problemy żeby doczłapać się do domu to dzwoń.
- Tak jest, mamo – zasalutowała i jak kulturalny człowiek opuściła mieszkanie drzwiami, a nie jak to zazwyczaj bywało, gdy mieszkała jeszcze z mamą – oknem.
Anne kochała swoich przyjaciół ponad wszystko. Owszem czasem zdarzało się, że po prostu im zazdrościła, ale to zazwyczaj były tylko mało nieistotne chwile. Cieszyła się ich szczęściem i tym, że jest tego świadkiem. Ona sama, oddała kilka lat temu swoje serce pewnemu brunetowi, którego tak na dobrą sprawę powinna zabić i nie dość, że nie dostała go z powrotem to jeszcze czuła się tak jakby nad jej osobą krążyła jakaś klątwa – a może to ona sama tą klątwę stworzyła? Może nie mogła sobie ułożyć z nikim życia, bo w każdym kolejnym partnerze szukała podświadomie Angela?
Dochodząc do cmentarza, zwyczajowo nie skierowała się do głównej bramy, tylko do muru okalającego to miejsce. Przeskakując przez niego , wylądowała nie tak gładko jak z początku myślała, a czując w kostce rwący ból zaklęła siarczyście.
- Kto do diabła, wykopał tutaj tą dziurę. Jak go zobaczę, to mu nogi z tyłka powyrywam – warknęła rozeźlona czując jak jej kostka zamienia się w jeden wielki, spuchnięty owoc.
Kuśtykając w stronę centrum uspokoiła oddech i wyostrzyła najpotrzebniejsze w tej robocie zmysły – słuch i węch. Nie musiała długo czekać, gdy jej oczom ukazała się trójka, naradzających się nieumartych nad parą przerażonych nastolatków, siedzących na jednym z nagrobków.
- Czy wy nie macie innych miejsc na romantyczne bara, bara? – złość jaka w niej wezbrała nie minęła nawet wtedy kiedy uświadomiła sobie, że ona sama umawiała się na randki na cmentarzu. – Tak, ale ja to co innego. Umawiałam się z wampirem i sama wiem co nie co o zabijaniu.
Wyciągając z kieszeni kołek, stanęła w rozkroku i gwizdnęła przeciągle, żeby krwiopijcy zwrócili na nią uwagę. Udało się. Trzy twarze bez wyrazu powędrowały w górę i ich oczy na moment się spotkały.
- Nie wiecie, że jedzenie po 18-stej jest niezdrowe?
- Brać ją – widać było, że „koleś”, który to powiedział był głównodowodzącym tej zgrai zawszonych parszywców.