Powrót (Malarz 11)
cute;łmi? Na jakiej zasadzie? Liczysz na seks bez zobowiązań. Tak?
- Jeśli nie będziesz chciała to nie. Możemy tylko czasami się spotkać, żeby pojeździć na rowerze, czy pograć w karty. Ewentualnie mogłabyś mi czasami pomóc sprzątać w domu. – uśmiechnął się.
- Brzmi bardzo zachęcająco, ale nie. – Pokiwała przecząco głową.
- Dlaczego? - spytał z żalem.
- Dwa powody. Po pierwsze chyba zaczęłam się w tobie zakochiwać. Taka głupia przywara serca. Nie mogę sobie na to pozwolić, bo … - jej oczy się zaszkliły – bo i tak nic z tego nie będzie. Po drugie kończę za kilka dni staż i wracam do siebie. Tam nie moglibyśmy się spotykać, bo to małe miasteczko gdzie wszyscy się znają i mieszka prawie cała moja rodzina. Niemożliwość.
- Więc to już koniec? Tak definitywnie?
- Definitywnie – wypowiedziała próbując powstrzymać łzy.
- No to… - Kryspin nie bardzo wiedział co powiedzieć, ale zdecydowanie nie czuł się komfortowo w tej sytuacji. Miał wrażenie, że życie wymierza mu kolejnego kopa. – Uściśniesz mnie chociaż na pożegnanie? – wyciągnął ramiona i po krótkim wahaniu zgodziła się. Uściskali się mocno, nawet chyba pocałowali, Kryspin nie pamiętał dokładnie, bo w jego głowie znów zapanował mętlik. Nie wiedział kiedy trafił na dawną salę ojca. Wszedł, rozejrzał się i zdziwiony stwierdził, że nie ma na niej Pawła. Poinformowano go, że został przeniesiony na inny oddział. Poszedł za wskazaniem i odnalazł znajomego. Gipsy mu już zdjęto, ale nadal leżał nieruchomo. Kryspin podszedł do niego i usiadł.
- Cześć warzywo. – przywitał się.
- Po coś tu znowu przylazł? – spytał mężczyzna – Nie możesz znaleźć sobie kogoś innego do znęcania?
- Chwilowo nie ma chętnych. Długo cię tu jeszcze będą trzymać?
- Szukają dla mnie miejsca w De Pe eSie . Póki co nie wypiszą, bo wyrzucenie mnie na ulicę byłoby niehumanitarne.
- Idioci – stwierdził Kryspin przeglądając zawartość szafki pacjenta, aby zająć czymkolwiek ręce – Ja to bym cię wywalił. Poleżałbyś tak sobie trochę twarzą w chodniku. Jakby psy na ciebie szczały to może byś docenił, że ktoś o ciebie zabiega. Pusto tu masz. Żadnych soczków, owoców. Nikt nie przychodzi?
- Nawet jakby przyszedł to i tak bym nie mógł skorzystać. Zauważyłeś?
- Bierzesz teraz jakieś leki?
- Chyba już nie, a co cię to gówno obchodzi?
- Nie mam z kim się napić piwa. Masz ochotę?
- Na piwo? Nawet na coś mocniejszego. Czystej byś przyniósł.
- Czekaj. Zaraz wracam.
Kryspin kupił wódkę, karton soku pomarańczowego, rurki do picia i plastikowe kubeczki, jeszcze paczkę paluszków i jakichś owoców i wrócił na tę samą salę. Zaraz potem podniósł pacjenta prawie do pozycji siedzącej, a w kubkach rozrobił drinki. Podał pacjentowi do picia przez słomkę.
- Ty jakiś szurnięty jesteś – stwierdził Paweł.
&nbs