Powrót (Malarz 11)
Poranki mają to do siebie, że w dość dotkliwy sposób potrafią pokazać nam wiele rzeczy, które wieczór i noc łaskawie zasłoniły. Człowiek budzi się i nagle uświadamia sobie, że istnieje realna rzeczywistość z całą masą zmiennych i siecią zależności, a my, aby w tym całym bigosie nie utonąć musimy podjąć właściwe decyzje i realne działania. Kryspin po przebudzeniu zerknął na swą towarzyszkę, po czym nagi usiadł na brzegu łóżka i odszukując w kieszeni spodni zakupioną poprzedniego dnia paczkę, sięgnął po papierosa. Zapalił i zaciągnął się. Drugą ręką odgarnął włosy. Zapatrzył się w podłogę. Teraz dopiero po głowie zaczęły mu krążyć pytania. Dominika. Po co przyszła na wernisaż?. Co chciała? Dlaczego płakała? Zaciągnął się kolejny raz głęboko. Może… A jeśli nie wyszła za tamtego faceta? Kiedy rozmawiali ostatni raz powiedziała, że on, ten drugi jest obok niej i jest pewna, że nigdy go nie zostawi. Nie chciał robić sobie nadziei. Na co? Po co?
- Nie wiedziałam, że palisz? – zabrzmiał kobiecy głos obok.
- A tak. – zerknął na swą towarzyszkę leżącą jeszcze w pościeli – Przeszkadza ci to?
- Właściwie – chyba się zastanowiła – nic mi do tego. To twoje zdrowie. – usiadła opierając brodę na kolanie. Mamy jakieś plany na dzisiaj?
- Jakieś… może. Podobno nie widziałaś jeszcze Madrytu. Może pozwiedzamy trochę.
- Plan mi się podoba. – Joanna odgarnęła do tyłu opadające na twarz niesfornie brązowe loczki i przechyliła się sięgając do dłoni towarzysza. Wyciągnęła z jego ręki niedopałek i sama doniosła do ust. Zaciągnęła się, po czym zaczęła kaszleć. – Ohyda. – oświadczyła oddając mu, a on uśmiechnął się. Zabrał peta i odszedł z nim w stronę łazienki, aby tam spuścić go w sedesie. Chwilę potem wrócił i usiadł na łóżku naprzeciw Joanny. Patrząc na nią zawinął na palec jeden z jej niesfornych loczków.
- Dużo masz czasu?
- Dzisiaj jestem wolna cały dzień.
- Do kiedy jesteś wolna?. Kiedy będziesz musiała wracać do pracy?
- W środę.
- Trzy dni. Trochę mało, ale jakoś damy radę. – Kryspin uśmiechnął się i wsuwając dłoń na jej szyję pocałował. Odepchnęła go i skrzywiła się.
- Wybacz, ale pocałunek po papierosie smakuje jakoś tak nieszczególnie.
- Masz rację. Idź może lepiej umyj zęby.
- Ja? – wydzieliła mu kuksańca w ramię, a on zaśmiał się, po czym wsunął się dalej na łóżko, aby jeszcze raz pochwycić jej wargi swoimi i przewrócić ją z powrotem w pościel.
Po wyjściu na miasto Kryspin zaglądając do portfela stwierdził tam pustki. Nie był wprawdzie tym zaskoczony, ale powoli zaczęła go drażnić świadomość, że na koncie bankowym również znajdzie pustkę. Miał do zapłacenia rachunek za hotel, obiecał Joannie zafundować bilet do domu, a tymczasem nie miał nawet na bilet dla siebie. Śniadanie zjedli w hotelu każąc dopisać koszt do rachunku i poszli na spacer. Kryspin nie wtajemniczał Joanny w sytuację. Była uśmiechnięta, spokojna. Nie chciał jej denerwować. Jemu samemu też z resztą udzielił się jej dobry nastrój. Przepiękna architektura miasta, zachwycająca starymi ornamentami, rzeźbieniami, fantazją porywała swą urodą tak, że trudno było myśleć o czymś innym. Zabrał ze sobą szkicownik. Przystawał raz po raz i szkicował piękne pałace nad wodą, zamki, kamienice. Wszystko szeptało historią i pasją wielkich artystów, którzy to projektowali i wykonywali z misternością w pocie czoła. W każdym drobiazgu znać było włożone serce. Joanna zachwycała się, coś pokazywała, opowiadała, jemu zachwyt odbierał mowę. Czym w związku z całym ogromem piękna jakie wtłaczało się w niego lawiną był fakt, że chwilowo nie ma pieniędzy na obiad? Chodzili, zanurzali stopy w jeziorkach znajdywanych tu i tam. Kryspin raz po raz robił sobie postój dla uchwycenia czegoś ołówkiem. Joanna robiła zdjęcia. Było co fotografować. Pogoda sprzyjała. Słońce grzało mocno, po niebie przetaczały się białe obłoki tylko po to, aby dodać mu uroku. Kryspin znalazł w centrum bankomat. Zajrzał. Nie miał grosza na koncie, ale to tylko na moment odciągnęło jego uwagę od piękna, które go otaczało. Mógłby tu zostać nawet jako bezdomny i rysować na ulicy zarabiając na talerz strawy. To mu podsunęło pomysł. Zakrzyknął wśród turystów, że rysuje portrety na tle panoramy miasta i zaraz zgłosiło się kilkoro chętnych. Zarobił na obiad, kolację i zwiedzanie pałacu komunikacji. Do hotelu powrócili późnym wieczorem, aby w zaciszu pokoju znów zanurzyć się w sobie nawzajem. Teraz było spokojnie, z czułością, delikatnością, ale namiętniej z każdą kolejną chwilą nocy. Rano dowiedział się od recepcjonisty, że poprzedniego dnia pytano o niego kilkakrotnie. Dostał numery telefonów, ale nie miał ochoty oddzwaniać. Mimo to, zanim znów wyszedł na miasto w hotelu pojawili się reporterzy chcący przeprowadzić z nim wywiad. Mnóstwo pytań dotyczących jego wyznania, pochodzenia, przekonań religijnych, preferowanej filozofii życiowej.
- Wierzę w Boga – mówił – I wierzę w Jezusa Chrystusa . Nie ze wszystkimi jednak tezami kościoła się zgadzam i już. Kto jest bliższy prawdy wie jeden Bóg …
Malarz po odprawie reporterów poszedł do swego pokoju w nadziei, że znajdzie tam odpoczynek. Nie miał nawet ochoty odbierać telefonu, gdy zadzwoniono z recepcji. Paul chciał się z nim widzieć.
- Niech wejdzie – zakomunikował bez entuzjazmu.
Paul wkroczył do pokoju ubrany w białą koszulkę z jakimś zygzakiem, z naręczem czasopism.
- Ty czytałeś gazety? – pytał – Piszą o tobie – wręczył mu trzy czasopisma – Jesteś sławny.
- I co mi z tego jak nie mam za co fajek sobie kupić?
- Nie masz pieniędzy? Nic, a nic? Ja nie mam za wiele, ale jak chcesz to ci trochę pożyczę.
- No to pożycz. Mam nadzieję, że w końcu zaczną sprzedawać moje prace, bo przyjdzie mi głodować w tej wielkiej chwale.
- Czytałeś kontrakt. Prawda? Wiesz, że przez trzy tygodnie galeria nie wypuści żadnego z twoich obrazów. Co?
- To wiem, ale są inne galerie, które trzymają moje obrazy. Tak? Powinni zacząć sprzedawać.
- Wiesz. Czasami galerie tak robią, że wstrzymują chwilowo sprzedaż, gdy ceny prac autora idą w górę, żeby potem sprzedać je po lepszej cenie.
- A ja mam to w dupie za przeproszeniem, bo teraz nie będę miał za co wrócić do domu.
- Spoko. Pożyczę ci, a ty mi oddasz za chwilę z procentem. Nie martwię się o to, bo teraz na pewno kasa będzie ci spływać strumieniami.
- Jak na razie tego nie widać. Mam jeszcze do ciebie pytanko. Kto zaprosił na wernisaż Dominikę?
- No ja. Przepraszam cię. Nie wiedziałem, że już jesteś w innym związku. Pomyślałem tylko…
- Co ty pomyślałeś kretynie? Że ucieszę się na jej widok?
- Nie wiedziałem, że masz nową dziewczynę. Powiem ci, że wcale nie było łatwo przekonać Dominikę, żeby przyszła na twoją wystawę i z tobą porozmawiała. Jakbym wiedział, że tak wyjdzie nawet nie zawracałbym sobie głowy. Powiem ci, że mi to do szczęścia wcale nie było potrzebne.
- Wyobraź sobie, że mi tym bardziej potrzebne nie było. Zrób mi przysługę i następnym razem, zanim zechcesz uszczęśliwiać mnie na siłę, skonsultuj to ze mną. Dobrze?
- Następnym razem… rób sobie co chcesz. Nie wtrącam się więcej, choćby nie wiem co. To co wiem zachowam dla siebie, a ty tylko potem nie miej pretensji. Koniec.
- Że niby co ty wiesz, czego ja bym nie wiedział?.
- Powiedziałem. Nie wtrącam się już. Nic nie wiem. Spieszę się, bo też mam własne życie i własną rodzinę. Za dużo czasu już poświęciłem na ciebie. Piękna wdzięczność. Cześć. – mężczyzna odwrócił się, żeby odejść, gdy Kryspin pochwycił go za ramię.
- Poczekaj. Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.
- Spadaj – Paul wyszarpnął się i ruszył w stronę wyjścia, a Kryspin podenerwowany włożył ręce do kieszeni patrząc za nim. Nie miał zamiaru za nim biec, ani niczego wyjaśniać. Miał dosyć przykrych rozmów, roztrząsania swego nieudanego związku i zdecydowanie miał zamiar teraz zająć się budowaniem przyszłości.
Kolejną noc znów spędził w ramionach Joanny. Wtulając się w nią i dotykając jej ciała szukał ukojenia dla swych żali i częściowo go znajdywał. Następnego dnia dogadał się w galerii i wziął zaliczkę na poczet przyszłych sprzedanych obrazów. Opłacił rachunek za hotel i wykupił bilety na samolot. Wystarczająca suma, aby popłacić rachunki i wrócić do domu z przystankiem w Paryżu. Tylko jeden dzień, kilka godzin, ale zdążyli obejrzeć to co chcieli. Po wylądowaniu w Polsce i wyjściu z lotniska Joanna już podenerwowana spoglądała na zegarek. Pojechali do niego. Ona szybko wzięła prysznic, przebrała się, zjadła i malarz odwiózł ją do szpitala. Musiała wrócić do pracy, ale zostawiła u niego rzeczy, więc Kryspin spokojnie czekał na jej powrót. Mógł spokojnie posprzątać, zrobić zakupy, odpocząć. Czekał na nią z optymizmem wypełniającym umysł. Przemykały mu wprawdzie przez myśli wspomnienia z Madrytu – spotkanie z Dominiką, urwana rozmowa z Paulem, ale nie chciał do tego wracać. Odganiał natrętne wspomnienia jak intruza. Miał zamiar zacząć wszystko od początku. Zadzwonił do Joanny pytając o której wróci. Już planował menu na kolację i przyjemny wieczór we dwoje. Odpowiedziała, że musi jechać do siebie i odpocząć. Następnego dnia od rana też miała dyżur przez 12 godzin. Była lekarzem i w jej rękach spoczywało czyjeś zdrowie i życie. Musiała być wypoczęta i skoncentrowana. Przyjął do wiadomości. Odwiedził siostrę, pobawił się z siostrzeńcami, namalował coś nowego. Następnego dnia również nie przyjechała. Kolejnego nawet nie odbierała telefonu. Nie oddzwaniała. Zajechała natomiast przed wieczorem swoim autem i przyszła witając się bez zbytniego entuzjazmu, czy wylewności. Zwykłe – Cześć, uprzejmy uśmiech, może nawet nieco zakłopotany.
- Chciałabym zabrać swoje rzeczy – zawiadomiła.
- No ale chyba się nie śpieszysz. Co? Chyba nie na tyle, żeby nie zjeść ze mną kolacji.
- Niestety nie mogę. Z resztą, to chyba nie jest dobry pomysł. – weszła do środka, stanęła w przedpokoju. Zakłopotanie biło z każdego ruchu dłoni, mimiki, uciekającego po katach wzroku.
- Wejdź dalej – zaproponował gospodarz otwierając drzwi do salonu i wskazując kierunek gestem. Poszła. Usiadła na brzegu najbliższego fotela, a on tuż obok niej patrząc na nią badawczo.
- Co się dzieje? – spytał.
- Posłuchaj – zerkając na jego twarz niepewnie dotknęła jego dłoni – To co się wydarzyło między nami… to pewnie najpiękniejsze chwile mojego życia, które zapamiętam do końca swoich dni. Nie byłam pewna czy powinnam… To wcale nie było łatwe, żeby tak… ale nie będę żałować, bo pewnie już nigdy… - spojrzała na niego wzrokiem wyrażającym żal, czy konsternację.
- To zabrzmiało trochę jak pożegnanie, albo coś. – zauważył Kryspin przyglądając się jej uważnie.
- No bo to chyba jest pożegnanie. Mam męża. – wypowiedziała i ta informacja sprawiła, że zaniemówił. Spojrzał na nią otwierając usta, by coś powiedzieć, ale żadne słowo nie chciało przecisnąć się przez krtań. Tego zupełnie się nie spodziewał.
- Nie osądzaj mnie – powiedziała ona wskazując go palcem, gdy w jej oczach zaczęły się zbierać łzy – Nie masz prawa mnie osądzać, bo nic nie wiesz. Nic nie wiesz. – zastrzegła jeszcze raz uprzedzając jego ewentualne oskarżenia i wyrzuty.
- No to mi wytłumacz do jasnej cholery – wypowiedział oburzony i wstał – Że co? Jesteście w separacji? W trakcie rozwodu? Znęcał się nad tobą i musiałaś uciekać? – pytał szukając w głowie różnych wariantów. Nie mógł uwierzyć, że ta nieśmiała, piękna kobieta mogła tak bez pardonu zdradzać męża tylko dla zaspokojenia własnych fantazji.
- Nie jesteśmy w trakcie rozwodu, ani separacji. Mój mąż od pięciu lat jest w śpiączce i nie wiadomo czy kiedykolwiek się wybudzi. Był… - zawahała się - Jest… alpinistą. Miał wypadek w górach. Przeżył, ale jest w śpiączce. Kocham go, nie zostawię. Ja tylko – najwyraźniej szukała w głowie odpowiednich słów - Tylko chciałam poczuć jeszcze jak to jest być kobietą – po policzkach popłynęły jej łzy – Przepraszam – wstała i chciała położyć dłoń na jego policzku, ale odepchnął ją. Spojrzał na nią z wyrzutem. Sam nie był wobec niej bez winy, ale teraz poczuł się oszukany i wykorzystany. Planował z nią zbudować przyszłość. Ona chciała tylko chwilę bliskości.
- Pójdę zabrać rzeczy – wypowiedziała załamującym się głosem i wyszła, a on siedział patrząc tępo w podłogę. Tego się nie spodziewał. Dopiero kiedy odjechała sam wyszedł z domu, dotarł do samochodu i usiadł za kierownicą. Zastanowił się. Właściwie informacja, że Joanna odchodzi nie wstrząsnęła nim. Może nawet poczuł jakiegoś rodzaju ulgę. Gniotła go świadomość, że ją wykorzystuje. Gdzieś w środku coś krzyczało przeciw wchodzeniu w ten związek. Teraz ona sama odchodziła z informacją, że jest mężatką. Była piękna, ponętna, inteligentna, a jej mąż leżał w śpiączce. – Kiedy świadomość tego dotarła do Kryspina współczucie i dziwna tkliwość w stosunku do dziewczyny ogarnęła jego umysł. Tak jak przed chwilą odepchnął jej dłonie teraz miał ochotę ją przygarnąć, przytulić i powiedzieć coś miłego. Było jednak za późno. Uruchomił auto i pojechał przed siebie. Sam dokładnie nie wiedział jak dotarł przed dom siostry. Zatrzymał się przy bramie niepewny czy wysiąść. Dzieci bawiły się na podwórku. Poznały go. Zanim zdecydował czy wychodzić rodzinie na spotkanie już zostało obwieszczone wszem i wobec, że się zjawił. Teraz nie miał wyjścia. Najpierw powitały go maluchy, potem trafił na Tomasza taszczącego na trawnik kosiarkę. Uścisnęli sobie dłonie.
- Kinga jest w domu z małą – zawiadomił Tomasz od razu zgadując, że jej właśnie gość poszukuje.
- Już z Leną wszystko dobrze?
- Chyba dobrze. O tyle o ile. Będzie wiadomo jak skończy rok. Wtedy dopiero będą mogli stwierdzić czy dobrze się rozwija. Kinga na pewno wszystko ci opowie.
- A między wami? Dogadaliście się?
- Wybacz, ale ja chyba nie potrafię się już dogadać z twoją siostrą. Mam tu robotę, więc wybacz – uruchomił kosiarkę, która zafurkotała hałaśliwie, a gość poszedł dalej. Wszedł do domu i po szmerach znalazł siostrę nad deską do prasowania. Przywitał się szturchając ją i spytał o maleństwo. Wskazała mu pokój. Lena nadal była niewiele większa od dwóch dłoni, ale zmieniała się. Skóra się zaróżowiła, nabrała ciałka. Wyglądała jak laleczka. Kinga mówiła chwilę o córci o zaleceniach, badaniach, a potem dostrzegła jego posępną twarz.
- Co jest? Wczoraj mówiłeś, że wernisaż się udał, poznałeś fajną dziewczynę, a dzisiaj co?
- Dziewczyna okazała się mężatką. Chyba poważny związek nie jest mi pisany.
- Oj tam, oj tam. Mało to kobiet na świecie? Spokojnie. Trafisz w końcu na swoją. Nie ma się do czego śpieszyć. Wierz mi.