post mortem
Mężczyzna musi być zadowolony; lecz zadowolić go
Sprawia przyjemność kobiecie; w przepaść
Jego współ odczuwanych potrzeb
Rzuca ona to co ma najlepszego; ciska samą siebie
(Patmore, “Anioł domowego ogniska”, 1866: 48)
Jakub otworzył przeglądarkę i wpisywał różne hasła dotyczące epoki wiktoriańskiej. Właśnie pisał pracę na ten temat i koniecznie musiał podzielić się z Anną kolejnym nowym faktem, jaki odkrył kilka minut temu. Annie nie było to specjalnie na rękę, ponieważ miała raport do dokończenia, który na jutro miał być gotowy. Jakub zapewniał, że to potrwa “tylko chwilę”.
Ukazała się strona ze zdjęciami, które najwyraźniej były jednymi z pierwszych w historii fotografii: były niewyraźne i pożółkłe, niektóre szare. Nie rozumiała, czemu większość modeli na tych zdjęciach śpi i czemu współlokator jej to w ogóle pokazuje. Jednak z tego względu, że go bardzo lubiła i zawsze mogła na nim polegać, postanowiła udawać zainteresowanie zdjęciami.
- Ale oni słodko śpią. Musi śnić im się coś miłego, mają taką ulgę na twarzach. - powiedziała wpatrując się uważnie w każdego osobnika po kolei.
- Może dlatego, że już nigdy nie będą musieli się męczyć. - Jakub uśmiechnął się z przekąsem.
Spojrzała na niego, a potem z powrotem na fotografie.
- Co ty pleciesz? Z czym niby nie będą się już męczyć?
- Oni nie żyją.
Wybałuszyła oczy tak mocno, że aż ją zabolały. Wybrała jedną fotografię i powiększyła ją na ekranie do maksymalnej wielkości. Odsunęła się od niego, by po chwili znów się przybliżyć, bacznie przypatrując się „śpiącym”.
Podszedł bliżej, również wpatrując się w ekran.
- Myślisz, że gdy robiono to zdjęcie, to już cuchnęli?
* * *
Wiktoria nie mogła patrzeć na to jak pan fotograf grzebie przy oczach jej ojca. Stała więc odwrócona do okna i udawała, że bawi się lalką. Lalka miała ochotę wyjść na spacer. Jak najdalej stąd.
W takim razie trzeba otworzyć okno. Zauważyła stelaż, który stał tuż przy nim, postanowiła więc z niego skorzystać. Położyła na nim nogę, próbując wgramolić się na parapet.
- Wiktoria! – nagła reprymenda udaremniła plan otwarcia okna. Nie będzie spaceru.
Matka wzięła ją za rękę i zdecydowanym ruchem postawiła przy ojcu, który prawdę mówiąc, nie pachniał już zbyt ładnie.
- Trzeba w końcu zrobić zdjęcie, a ty tylko utrudniasz. – fuknęła na nią matka. – Jeszcze byś stelaż zepsuła. Myślisz, że nas na taki stać? Przecież Wiktor już nam nie pomoże.
Mała Wiktoria nie zauważyła łez matki i kurczowego ścisku, w jakim złapała martwą rękę ojca. Musiała znowu patrzeć, jak pan fotograf niezbyt umiejętnie próbuje otworzyć mu oczy. „Zaraz mu je wydłubie”.
Fotograf chyba usłyszał myśli małej Wiktorii, bo w tym samym momencie powiedział:
- Nie da rady. Trzeba malować.
Sięgnął po pędzelek i farby, po czym szybkim, wprawnym ruchem sprawił, że ojciec znowu „widział”. Wiktoria już nie wiedziała, co gorsze.
- Jan! – krzyknął niespodziewanie fotograf odkładając farby i pędzel. – Pomóż mi podnieść pana.
Jan był młodym, niewysokim, ale krzepkim pomocnikiem fotografa. Od razu widać było, że nie pracuje tu od wczoraj. Narzucił sobie na plecy jej ojca, jak worek ziemniaków. W tym czasie pan fotograf postawił stelaż obok Wiktorii. Ten sam, który miał jej pomóc w wydostaniu się z tego okropnego miejsca.